Zniknął Związek Radziecki, ale pozostawił po sobie miliony sierot, które nie mogły sobie znaleźć miejsca w nowym świecie. Dwie i pół dekady później na całym byłym terytorium nieistniejącego państwa wciąż żyje ogromna masa, która nie przyjmuje do wiadomości zmian, jakie zaszły, a w niektórych miejscach tworzy zwarte rezerwaty im. Leonida Breżniewa.
– Od czasów radzieckich ludzie znacząco się nie zmienili – przyznają niechętnie rosyjscy socjologowie z moskiewskiego Centrum Lewady. Ale oni oceniają rzeczywistość jedynie swojej ojczyzny, gdy tymczasem fenomen człowieka radzieckiego bez Związku Radzieckiego trwa na ogromnych przestrzeniach całego dawnego państwa.
Starsi rosyjskojęzyczni
Zwykle zastygnięcie milionów ludzi w formach nadanych im przez plena i zjazdy partii komunistycznej tłumaczy się tym, że reformy lat 90. skierowane były tylko do młodych i rzutkich. Z tych starszych miano zrezygnować już na samym początku, gdyż uznano, że nie da się ich przekonać do zmian. Podobnie – tylko na odwrót – tłumaczono utratę władzy w 2013 roku przez prezydenta reformatora Gruzji Micheila Saakaszwilego. Jego reformy przegniłej struktury państwa i gospodarki miały być – mówiąc w ogromnym skrócie – skierowane do „młodych i mówiących po angielsku", gdy tymczasem przeciw niemu zagłosowali „starsi i mówiący po rosyjsku".
Podobnie wygląda granica dwóch światów na terenie całego dawnego Związku Radzieckiego: nie tylko pomiędzy ludźmi w różnym wieku, ale też znających różne języki. Dokładniej rzecz biorąc, znajomość języka rosyjskiego była czynnikiem łączącym wszystkich tych, którzy nie mogli się pogodzić ze zniknięciem imperium. Co oczywiste, największą grupę wśród nich stanowili Rosjanie, ale niejedyną.
Według socjologów wszyscy oni żyją radzieckim mitem „wielonarodowej jedności umocnionej rosyjskim językiem i kulturą". Tak w radzieckich szkołach uczono, czym jest naród radziecki, teraz jest to element wiary ogromnej rzeszy ludzi na terenach dawnego imperium. „Jeśli chodzi o poczucie wspólnoty i stosunki między ludźmi różnych narodowości, to u nas jest jak w Sojuzie. Nawet turyści, gdy tu przyjeżdżają, mówią, że czują się, jakby cofnęli się w przeszłość" – z dumą mówił na tegorocznej majowej paradzie w stolicy Naddniestrza Tyraspolu jeden z miejscowych emerytów.