Polacy zapewne nie zauważyli, że wkraczają w swój własny fin de siecle. Fala uciekinierów i zwykłych imigrantów zwiastuje koniec wyjątkowego w skali Europy błogostanu wynikającego z jednorodności społeczeństwa. Przed nami – przystąpienie do wspólnoty państw rozdzieranych konfliktami. Ta jednorodność – etniczna i kulturowa – jest kaprysem historii, na który składają się wojna, powojenna korekta granic, przesiedlenia milionów ludzi i zamknięcie Polski w bloku socjalistycznym. Bieda uczyniła nasz kraj miejscem administracyjnie niedostępnym i ekonomicznie nieatrakcyjnym dla imigrantów. Uniknęliśmy redystrybucji kosztów cudzego kolonializmu oraz błędów niemieckiej i francuskiej polityki socjalnej. Przy okazji dostaliśmy darmową lekcję oceny skutków regulacji: polityka taniej siły roboczej przyniosła horrendalne koszty i konflikty społeczne, które Polsce były oszczędzone.
Przed problemami uchronił nas też spóźniony kontakt z wypaczoną wizją praw człowieka, która uczyniła narody Europy bezbronnymi wobec kataklizmów etnicznych, a z którymi państwa takie jak Chiny, Japonia czy Australia świetnie sobie radzą, gdyż nie uważają podejścia europejskiego za uniwersalnie słuszne.