„Śmiały” strzela, ułani szarżują

Bitwa pod Mokrą pokazała, że polskie wojsko – słabiej wyposażone, ale dobrze dowodzone – z powodzeniem może stawić czoła niemieckiej nawale.

Publikacja: 30.08.2019 18:00

Pociąg pancerny nr 53 „Śmiały” uzbrojony był w dwie armaty, dwie haubice i 19 ciężkich karabinów mas

Pociąg pancerny nr 53 „Śmiały” uzbrojony był w dwie armaty, dwie haubice i 19 ciężkich karabinów maszynowych

Foto: NAC

Pod koniec sierpnia 1939 r. żołnierze Wołyńskiej Brygady Kawalerii otrzymali rozkaz mobilizacji. Na czele jednostki, która miała siedzibę w Równem, zaledwie od czerwca stał pułkownik Julian Filipowicz. Żołnierze pociągami musieli dotrzeć pod Częstochowę, m.in. w okolice wsi Mokra, która znajdowała się wówczas blisko granicy z III Rzeszą. Dowódcy wiedzieli od przemytników oraz wywiadu, że po drugiej stronie granicy zgromadzone są potężne siły niemieckie, w lasach stoją ukryte czołgi.

Dowództwo niemieckiej armii planowało, że w to miejsce uderzy XVI Korpus Pancerny Wehrmachtu gen. Ericha Höpnera. Głównym jego celem miało być przełamanie polskiej obrony i marsz pomiędzy Kielcami i Pabianicami – na Radomsko i Piotrków Trybunalski, a następnie Warszawę. Na północ od Kłobucka na wołyńską brygadę miała uderzyć 4. Dywizja Pancerna Wehrmachtu, którą dowodził gen. Georg-Hans Reinhardt.

Dzisiaj wiemy, że Niemcy mieli dwukrotną przewagę liczebną oraz wielokrotnie przewyższali Polaków siłą ognia. Dysponowali ponad 300 czołgami i wozami pancernymi, a atak miał zostać wsparty przez samoloty bojowe.

Nieznana Niemcom broń

Wołyńska Brygada Kawalerii została wzmocniona 12. Pułkiem Ułanów Podolskich z Kresowej Brygady Kawalerii. Miała ona za zadanie podjąć walkę natychmiast po przekroczeniu przez Niemców granicy, w ten sposób sojusznicy mieli otrzymać polityczny sygnał, że żołnierz polski walczy. Ze strategicznego punktu widzenia jednostka ta miała powstrzymać atak niemiecki zaraz za granicą, aby umożliwić dokończenie mobilizacji wojska.

Dowódca brygady płk Julian Filipowicz, który był weteranem Legionów, dysponował niemal 8 tys. ludzi. Jednak bezpośrednio do walki mógł skierować nieco ponad 2 tys., z czego część musiała pilnować koni. Główną siłę artylerii mogącą przeciwstawić się niemieckim czołgom, stanowiły 22 nowoczesne armaty przeciwpancerne 37 mm na licencji Boforsa i 16 tzw. prawosławnych armat 75 mm. Całości dopełniał dywizjon pancerny wyposażony w 13 tankietek i 9 samochodów pancernych.

Mało kto wiedział, że wołyńska brygada miała na swoim wyposażeniu niezwykle skuteczną i nieznaną Niemcom broń przeciwpancerną, czyli karabiny Ur. Zostały one skonstruowane w połowie lat 30. i były produkowane od 1938 r. w Fabryce Karabinów w Warszawie. Dzięki ołowianemu rdzeniowi pocisk karabinu był w stanie przebić pancerz każdego ówczesnego niemieckiego czołgu.

Płk Filipowicz, wiedząc o niemieckich przygotowaniach, miał czas m.in. na wyznaczenie punktów, które mogą zostać ostrzelane przez artylerię. Niemcy mieli zostać wciągnięci w pułapkę i zostać zaatakowani ze wszystkich stron. Na skraju lasu rozmieścił IV batalion 84. Pułku Strzelców Poleskich. Za nim znajdowała się śląsko-gdyńska magistrala kolejowa, częściowo biegnąca po nasypie. A za nią stały pozostałe jednostki. W rejon ten został też przemieszczony pociąg pancerny nr 53 „Śmiały". Patrolował on linię kolejową na trasie Miedzno–Kłobuck.

Uzbrojony był w dwie armaty i dwie haubice, 19 ciężkich karabinów maszynowych, a także wyposażony w czołgi R-17FT oraz tankietki TK-3. Był to pierwszy polski pociąg pancerny. Skład powstał na bazie austriackiego taboru zdobytego 1 listopada 1918 r. pod Krakowem. Pociąg brał udział w konflikcie polsko-ukraińskim w 1918 r. Od 1928 wchodził w skład 2. Dywizjonu Pociągów Pancernych w Niepołomicach.

Kompletny obłęd

1 września przed piątą rano Niemcy przekroczyli odległą od Mokrej o ok. 20 km granicę. Sporo czasu zajęło im jednak pokonanie rowów przeciwczołgowych wykopanych przez harcerzy. Ok. godz. 8 do Mokrej dotarli uciekający cywile. Zaraz za nimi powoli posuwały się niemieckie czołgi. Ich atak został jednak powstrzymany ogniem dział przeciwpancernych. Niemcy stracili cztery maszyny. Uszkodzone zostały ogniem z zamaskowanych polskich dział. Jednocześnie oskrzydlające natarcia niemieckiej piechoty zostały odparte przez okopane w lasach pododdziały ułanów i piechoty.

Kolejne natarcie rozpoczęło się około godz. 10. Poprzedzone zostało potężnym przygotowaniem artyleryjskim i nalotem sztukasów. Niemieckie czołgi ruszyły wzdłuż drogi prowadzącej do wsi Mokra III. „Czołgi buszują po polanie, siejąc ogień z dział i broni maszynowej" – opisywał po latach jeden z polskich żołnierzy. Z kolei czołgista Willi Reibig tak wspominał to piekło: „Nazwa Mokra nic dla nas nie znaczyła. Wieś jak każda inna. Gdybyśmy tylko wiedzieli!".

Niemcy zorientowali się, że w polskiej obronie znajduje się luka, w którą chcieli wejść. Dlatego polski dowódca skierował do walki pociąg pancerny. „Śmiały" wjechał w formację czołgów, które pokonywały tory, i otworzył do nich ogień. Wiele maszyn zapłonęło, żołnierze wyskakiwali z nich i natychmiast byli „ścinani" ogniem z karabinów maszynowych. Dowódcy niemieckich czołgów tracili orientację, strzelali do swoich. „Zderzenia, huk, kompletny obłęd" – relacjonował po latach Reibig.

Płk Filipowicz skierował tam część 12. pułku i 21. dywizjonu pancernego. Niemcy, zaskoczeni ogniem karabinów maszynowych i dział, w popłochu zaczęli się wycofywać. Pole bitwy usiane było uszkodzonymi czołgami. Niemcy skierowali na polskie pozycje uderzenie artyleryjskie, a w południe ruszyło ponad 80 czołgów. Wozy przeszły przez przesmyk między lasami, likwidując polskie gniazda obrony, i ruszyły w kierunku pozycji zajmowanych przez polskich żołnierzy we wsiach Mokra II i III. Ogniem broni maszynowej dziesiątkowały załogi polskich armat i zaczęły spychać obrońców do linii kolejowej. Jednak nie mogąc sobie poradzić z celnym ostrzałem artyleryjskim, znowu się wycofali.

Planowany odwrót

Pół dnia walk nie przyniosło rozstrzygnięcia, lecz wstrzymało marsz 4. Dywizji. Po godzinie 15 ponownie nadleciały niemieckie samoloty. Chwilę potem Niemcy ruszyli na całej linii. Przekroczyli tory kolejowe i zaatakowali tyły polskiej obrony w okolicy Izbisk. W tym przypadku sytuację uratowały pociągi pancerne. Do „Śmiałego" dołączył wezwany pociąg nr 52 „Piłsudczyk" patrolujący umocniony rejon Warty i Widawki. Zaatakowały Niemców w trakcie przerwy na tankowanie paliwa. Wybuchy cystern i wozów z amunicją spowodowały panikę w niemieckich szeregach. Kilka czołgów zniszczyła też tzw. grupa wypadowa z pociągu pancernego.

Polakom zaczęło brakować amunicji, dlatego żołnierze wycofali się za tory. Płk Filipowicz skierował do walki przeciwko niemieckim czołgom tankietki TKS i samochody pancerne. Jednak dopiero kontratak ułanów z 2. Pułku Strzelców Konnych odrzucił Niemców. Około godz. 18 po dziesięciu godzinach walki na rozkaz dowódcy oddziały Wołyńskiej Brygady Kawalerii rozpoczęły odwrót z zajmowanych pozycji. Nie dość, że brakowało amunicji, to jeszcze „Śmiały" został uszkodzony.

Nocą gen. Reinhardt zameldował dowódcy korpusu, że napotkał główną linię obrony Polaków, której nie mógł przełamać. 4. Dywizja w walkach pod Mokrą straciła kilkuset żołnierzy i ponad 100 pojazdów pancernych. Według ustaleń historyka wojskowości płk. Mariana Porwita niemiecka 4. Dywizja Pancerna straciła 62 czołgi i około 50 transporterów opancerzonych. Straty polskie wyniosły 190 zabitych i 300 rannych, 5 dział i 4 armatki przeciwpancerne, kilkanaście karabinów maszynowych oraz 300 koni.

Wieczorem 2 września płk Filipowicz otrzymał rozkaz przejścia do odwodu Grupy Operacyjnej „Piotrków" w rejon Głupice-Drużbice. W następnych dniach Niemcy naprawili większości uszkodzonych czołgów. 6 i 7 września dywizja ta uczestniczyła w bitwach o Piotrków Trybunalski i Tomaszów Mazowiecki.

Korzystałem m.in. z książki „Polska 1939" Rogera Moorhouse'a w przekładzie Bartłomieja Pietrzyka, wydawnictwo Znak, 2019

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Pod koniec sierpnia 1939 r. żołnierze Wołyńskiej Brygady Kawalerii otrzymali rozkaz mobilizacji. Na czele jednostki, która miała siedzibę w Równem, zaledwie od czerwca stał pułkownik Julian Filipowicz. Żołnierze pociągami musieli dotrzeć pod Częstochowę, m.in. w okolice wsi Mokra, która znajdowała się wówczas blisko granicy z III Rzeszą. Dowódcy wiedzieli od przemytników oraz wywiadu, że po drugiej stronie granicy zgromadzone są potężne siły niemieckie, w lasach stoją ukryte czołgi.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów