Barykada nie zna różnic politycznych!" – donosiła po tygodniu walk na swojej pierwszej stronie pepeesowska „Warszawianka". Podkreślając skalę rozbieżności między różnymi środowiskami biorącymi udział w zrywie stolicy, entuzjastycznie dodawała: „Ramię przy ramieniu stanęli wszyscy Polacy, bez względu na różnice polityczne. Jedno uczucie ożywia wszystkich – nienawiść do okupanta; jedna miłość łączy wszystkich – umiłowanie Wolności!". Jednak poszczególne nurty nie rezygnowały z własnych, często bardzo wyrazistych i wzajemnie sprzecznych ideowych tożsamości.
W samych tylko ciasnych zaułkach Starówki kwaterowali, wydawali własną prasę, a niejednokrotnie trzymali sąsiednie barykady stanowiący część AK socjaliści z Oddziałów Wojskowych PPS oraz narodowcy – dla tych pierwszych, „czerwonych", po prostu „polscy faszyści" – z konkurencyjnych wobec AK Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ); rewolucyjnie, a zarazem antysowiecko usposobieni syndykaliści oraz członkowie komunistycznej, negującej legalność emigracyjnych władz Armii Ludowej (AL).
Gdy duszę narodu przekujem na nową / Gdy stare przesądy zwyciężym / Ojczyznę dla Ludu zdobędziem – Ludową / Nie cudzą, nie pańską, nie księżą" – brzmiała jedna ze zwrotek hymnu Związku Syndykalistów Polskich (ZSP). Egzotyczny z dzisiejszej perspektywy nurt syndykalistyczny znajdował się w awangardzie antyniemieckiego podziemia. ZSP powołany został już w październiku 1939 r., a jego członkowie współtworzyli tak istotne na mapie Podziemnego Państwa struktury, jak szczególnie zwalczany ze względu na swoją aktywność na terenie Rzeszy Polski Związek Zachodni czy legendarną Radę Pomocy Żydom „Żegota". Co ciekawe, odwoływali się do tradycji działającego jeszcze pod zaborami Związku Młodzieży Polskiej „Zet", początkowo – ten „rodowód" ZSP był precedensem w skali całej syndykalistycznej Europy – silnie związanego z endecją, dopiero z biegiem czasu „ulewicowionego".
Wobec koncepcji Jedności Narodowej – porozumienia czterech największych stronnictw: od socjalistów po narodowców oraz skupiania wokół nich organizacji „mniejszego kalibru" – stanowiącej polityczną podstawę funkcjonowania podziemia odnosili się krytycznie. Z założenia antypartyjni, podważali sam sens zrzeszania się w stronnictwach. Postulowali radykalne uspołecznienie państwa i priorytetową w jego organizacji rolę związków zawodowych, za szczególnie szkodliwe uważając wchodzenie w jakąkolwiek współpracę ze Stronnictwem Narodowym (SN). „Hitler zrealizował program endecji – ten, którym zdobyła ona nasze bigotki i naszych kołtunów" – wołało związkowe pismo w jednym z ataków na SN. W zamian głoszono konieczność utworzenia radykalnego frontu polskiej lewicy niosącego na sztandarach nie tylko hasło niepodległości, ale także postulat diametralnych reform społeczno-gospodarczych zamykających w Polsce „etap kapitalistyczny". Koncepcja ta miała swoje ostrze antysowieckie – syndykaliści nie lekceważyli zagrożenia ze strony Moskwy, a rewolucyjny charakter polskiego podziemia miał w ich przekonaniu odbierać ZSRR polityczne paliwo.
Choć Oddziały Bojowe ZSP zostały częściowo scalone z AK, o momencie wybuchu powstania syndykalistów nie zawiadomiono. Meldunki do wielu oddziałów trafiały z opóźnieniem. Mimo to zgrupowani na Starówce, gdzie dysponowali solidnym zapleczem organizacyjnym, szybko odnaleźli się w nowej sytuacji, formując własny oddział – 104. Kompanię ZSP. Syndykalistyczna jednostka weszła w skład Zgrupowania AK „Róg" i do momentu przybycia na Stare Miasto wycofujących się z Woli elitarnych oddziałów „Radosława" stanowić miała kluczowy element staromiejskiej załogi. To jej żołnierze zdobędą pałac Krasińskich – m.in. to oni walczyć będą o potężny gmach Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych, przechodzącą z rąk do rąk katedrę św. Jana, wreszcie – o położony na wschodnim skraju Starówki Dom Profesorów. Szczególnie symboliczny wymiar miała zacięta obrona tego ostatniego. To tutaj w październiku 1939 r. Związek został powołany.