Owszem, seriale starają się wypełnić tę lukę, ale mają też swoje wady. Na szczęście gra „Detroit: Become Human" jest wielu z nich pozbawiona. Pokazuje świat niemal dokładnie taki jak nasz, tyle że wykorzystujący androidy. Maszyny pokryte ludzką tkanką, inteligentne, silne, pracowite, niemal do złudzenia przypominające nas samych. Sprzątają, opiekują się ludźmi, prowadzą śledztwa kryminalne. Są coraz powszechniejsze... i coraz bardziej pogardzane. Wiadomo, odbierają nam pracę.

W „Detroit: Become Human" gracz śledzi losy trójki androidów: mężczyzny opiekującego się starszym, niepełnosprawnym artystą, kobiety trafiającej do patologicznego domu na przedmieściach i detektywa polującego na androida, który z nieznanych przyczyn zabił człowieka. Razem z nimi odwiedza luksusowe wille i walące się rudery, spaceruje po zatłoczonych ulicach, jeździ nawet autobusem. Bada też ślady na miejscach zbrodni i rozmawia z napotkanymi ludźmi. Wreszcie wykonuje zwykłe czynności, takie jak zmywanie naczyń czy odkurzanie pokojów. Dzięki temu opowieść wydaje się bardziej prawdziwa. Bliższa życiu.

Gra – poza ciekawą wizją przyszłości i kilkoma niebanalnymi dylematami moralnymi – oferuje całkiem sporą swobodę jak na przygodówkę. Imponuje również pod względem technicznym. Przeniesienie na ekran znanych aktorów, między innymi Jessiego Williamsa („Chirurdzy"), Clancy'a Browna („Carnivale") czy Lance'a Henriksena (seria „Obcy"), ułatwia graczom wniknięcie w przedstawiony świat. Tę grę ogląda się bowiem jak efektowny, trzymający w napięciu film. W dodatku interaktywny.

Detroit: Become Human, Sony, PS4

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95