Krzysztof Pomian. Samolot może być piękny jak obraz

Pamiętam czasy, gdy Luwr można było zwiedzać niemal samemu i nawet na „Mona Lizę" popatrzeć spokojnie, ale jednak demokratyzacja dostępu do sztuki jest pozytywna, nieuchronna i nieodwracalna - mówi Krzysztof Pomian, historyk, filozof, eseista.

Publikacja: 29.05.2020 18:00

Krzysztof Pomian. Samolot może być piękny jak obraz

Foto: Forum

Plus Minus: W czasie pandemii, kiedy muzea musiały się pozamykać, próbują to widzom zrekompensować, pokazując zbiory w wirtualnej rzeczywistości. Czy to alternatywa na przyszłość?

Na pewno nie. Ta inicjatywa jest istotna jako element budzenia zaciekawienia, chęci pójścia do prawdziwego muzeum, by znaleźć się przed realnym obrazem. Jednak zwiedzanie to nie tylko oglądanie eksponatów, ale wszystko, co składa się na postrzeganie i odczuwanie, a czego nie mogą zastąpić najbardziej wyrafinowane środki techniczne. Dobrze, że muzea starają się pokazać choćby wirtualnie swoje zbiory. Jednym przypomina to, co już widzieli, a innych zachęca do oglądania w rzeczywistej muzealnej przestrzeni. Są i tacy, którzy poprzestaną na internetowych stronach, ale zawsze tak było, że wielu ludziom wystarczało przeglądanie albumów. Powinniśmy raczej powstrzymywać się przed pobłażliwym patrzeniem z góry na tych, którzy zadowalają się reprodukcjami. Może mają po prostu inne zainteresowania?

Pan też pokonał dość długą drogę – od filozofii do muzealnictwa – właśnie ukazuje się we Francji pierwszy tom pracy „Muzeum historia globalna", którego jest pan autorem.

Z perspektywy czasu widzę, że wszystko było całkiem logiczne, choć wyglądało na sekwencję przypadków. Krok po kroku prowadziły mnie w stronę, w którą początkowo wcale nie chciałem iść.

Dlaczego?

Bałem się wkraczać w dziedzinę sztuki, do której nie byłem przygotowany. Sądziłem więc, że będę się zajmował muzeami tylko z perspektywy historii społecznej. Ale jeśli chce się porządnie zajmować historią muzeum jako instytucji – nie można uniknąć sztuki. Byłoby trochę jak w bajeczce Kryłowa o człowieku, który po wyjściu z zoo opowiadał, jakie widział dziwne insekty i małe ptaszki. A słonia nie zauważył.

Dlaczego muzea sztuki zajmują szczególne miejsce na mapie instytucji?

Dla historyka są w podobnym stopniu interesujące jak inne. Dla zwiedzającego – w zależności od jego gustu. Zajmuję się instytucją muzeum w różnych jej kształtach i przejawach. Są muzea sztuki, historii naturalnej, historii, nauki, techniki, mody, wojska. Nie ma właściwie dziedziny, która obecnie nie miałaby swoich placówek tego rodzaju. Tak się składa historycznie, że muzea sztuki odegrały szczególną rolę ze względu na swoje centralne usytuowanie społeczne, a także często ogromną wartość symboliczną i finansową przedmiotów, które się w nich znajdują. Po dziś dzień Luwr budzi większe zainteresowanie niż wspaniałe Muzeum Wojska w Inwalidach czy fascynujące paryskie Muzeum Historii Naturalnej. Zapewne dlatego, że Luwr ma znaczącą liczbę emblematycznych arcydzieł, dla których ludzie gotowi są podróżować, by je zobaczyć, tak jak swego czasu pielgrzymowali do świątyń.

Czy coś tracą, chodząc częściej do muzeów sztuki niż do innych?

Nie ma takiej hierarchii. Trzeba oglądać to, co nas interesuje i co sprawia przyjemność. Nie sądzę, by sztuka – w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa – była ważniejsza niż technika, na przykład. Ludzie, którzy odwiedzają warszawskie Centrum Nauki Kopernik czy paryskie Narodowe Konserwatorium Sztuki Rzemiosł i oglądają maszyny, równie pasjonująco spędzają czas jak ci wpatrujący się w obrazy czy rzeźby. Społeczeństwo wprawdzie ustala rankingi ważności dziedzin kultury, ale są one zmienne.

Od czego to zależy?

W dużej mierze od hierarchii społecznej, niestety. Dzieła sztuki są na ogół bardzo kosztowne, więc ci, którzy je zamawiają, jak i ewentualnie kupują, byli i są ludźmi na szczytach hierarchii majątkowej. Bardzo długo te właśnie sfery dyktowały przekonanie o wyższości sztuki. Do tego dochodziły uzasadnienia intelektualne i filozoficzne, które dowodziły, że sztuka jest najwyższym wykwitem człowieczeństwa. Dzisiaj inaczej o tym myślimy. Nie kwestionujemy, że sztuka jest jedną z istotnych manifestacji człowieczeństwa, ale wiemy, że nie jest w tej roli jedyna. Naukę i technikę można dziś podziwiać jako świadectwo ludzkiej myśli i kreatywności i doskonale wystawiać w muzeum. Choćby samolot naddźwiękowy Concorde, który przestał latać już dawno. Jeden jego egzemplarz stoi na lotnisku w Roissy i można zachwycać się pięknymi kształtami tego obiektu, przypominającego wspaniałą rzeźbę. Podobnie jest w przypadku niektórych samochodów.

Ma pan ulubione muzeum?

Trudno wskazać jedno. Na pewno jednym z najpiękniejszych, jeśli idzie o zgromadzone arcydzieła, a zarazem z uwagi na wnętrza, jest wcale nieogromna Frick Collection w Nowym Jorku. Posiada wysmakowany zbiór obrazów wybitnych malarzy, takich jak Rembrandt, Vermeer, Goya i Whistler, a także kolekcję mebli, rzeźb, porcelany. Ale czy ona jest moim ulubionym muzeum?

Czego pan szuka w muzeum?

To się bardzo zmieniało w moim życiu. Miałem szczęście jako nastolatek mieszkać przez jakiś czas w Brukseli, gdzie było co oglądać. Przeżyłem wtedy zachłyśnięcie sztuką i to mi już zostało. Najpierw chodziłem oglądać dzieła sztuki z mamą, potem z moją córką, to była nieodzowna część edukacji. Teraz trochę inaczej patrzę na muzeum. Bardziej interesuje mnie, jak jest urządzone, co w nim się znajduje, jak rozmieszczone i podpisane są eksponaty, jakie jest oświetlenie, wentylacja. No i czy są siedzenia, bo jestem wyczulony na wygodę widza. Studiując literaturę przedmiotu, dowiedziałem się, że pod koniec XIX wieku amerykańscy kuratorzy jako pierwsi wprowadzili pojęcie zmęczenia muzealnego. Aby go uniknąć trzeba wielu czynników – od sprawnej wentylacji poczynając, przez miejsca do siedzenia, po dogodny dla widza sposób zawieszenia obrazów. Zdjęcia pokazujące prezentację obrazów w muzeach w połowie XIX wieku świadczą, że widzowie musieli stamtąd wychodzić z bólem pleców lub karku wskutek zadzierania głowy, by zobaczyć bardzo wysoko wiszące dzieła. Jeszcze niedawno we florenckim Palazzo Pitti, trzeba było dreptać z miejsca na miejsce, by trafić na taki punkt, z którego dobrze padałoby światło pozwalające dokładnie obejrzeć obrazy. Na szczęście wtedy nie było tak wielu zwiedzających i można było próbować. Ale wciąż lubię w muzeum zapatrzeć się z przyjemnością na piękne obrazy czy rzeźby – bez myślenia, że mam coś napisać.

Czy termin muzeum wszędzie oznacza to samo?

Mniej więcej to samo w przypadku Europy, USA, Chin, Japonii. Takie encyklopedyczne muzea jak Luwr, British Museum, Metropolitan czy Ermitaż są oparte na tym samym porządku pokazywania dzieł wybitnych artystów z całego świata. Ale poza tym istnieją muzea znacznie bardziej dostosowane do środowiska społecznego, w którym istnieją – szczególnie etnograficzne czy jak też się dziś mówi – antropologiczne. Muzeum Sztuki Maorysów w Nowej Zelandii, znajdujące się w stolicy tego kraju, bardzo różni się od muzeum etnograficznego we Francji czy w Niemczech. Sztuka miała dla Maorysów, jak dla wszystkich ludów w czasach przednowożytnych – również, jeśli nie przede wszystkim – znaczenie sakralne. Długo nie liczyli się z takim podejściem przybyli tam biali Europejczycy, ale dziś to się zmieniło i Maorysi mają wpływ na sposób eksponowania ich sztuki. Podobnie jest w USA i Kanadzie, gdzie wspaniałe muzeum w Vancouver prezentuje sztukę Indian. Na jego terenie odbywają się ceremonie indiańskie za zgodą i wiedzą rady muzealnej, w której są reprezentowane tamtejsze plemiona. Muzeum jest dla nich obiektem tożsamościowym, ale w zamian za to akceptują takie reguły jak choćby zakaz dotykania obiektów. Muzeum jest instytucją, która przyszła do tych społeczności z zewnątrz i zastała ich bez żadnego przygotowania. I oni, i ci, co przybyli do Kanady, musieli nauczyć się współpracować.

A zanim powstały muzea...

...były kolekcje, a ściślej – ta ich odmiana, jaką są skarbce. Muzeum jest bardzo późnym zjawiskiem, pojawiło się w końcu XV wieku w jednym miejscu na świecie – w Italii. Początek dała kolekcja ofiarowana przez papieża Sykstusa IV władzom miejskim Rzymu, wystawiona w pałacu tych władz na Kapitolu w grudniu 1471 roku. Był to nieduży zbiór starożytności, który wywołał wielkie zainteresowanie wąskiego, elitarnego kręgu osób bywających w tym miejscu i zafascynowanych antycznym Rzymem. Weneccy ambasadorowie napisali nawet o tym raport. Jednak termin „muzeum" w odniesieniu do kolekcji kapitolińskiej został użyty dopiero po 50 latach jej istnienia. Około pół wieku później muzeum antyków pojawiło się w Wenecji, we Florencji – muzeum antyków i obrazów, a w Mediolanie – samych obrazów. To były cztery pierwsze muzea.

Skąd brano eksponaty?

Antyki – z wykopalisk, obrazy – z zakupów u artystów i na rynku sztuki. Kościół miał duże zapotrzebowania na dekorowanie obrazami i rzeźbami świątyń katolickich, ale nie można w nich było wystawiać antyków. Musiały być umieszczone w przestrzeni świeckiej. Jedną z historycznych zasług Kościoła rzymskiego jest to, że nie popadł w postawę ikonoklastyczną i był mecenasem sztuki. Bardzo dużo czasu upłynęło jednak, nim uznano, że obraz o treści religijnej jest w pierwszej kolejności obrazem, a dopiero potem przedmiotem kultu. Postrzeganie obrazów jako dzieł sztuki jest połączone z pojawieniem się muzeów. Dla wielu zwiedzających było to nie lada kłopotem, bo chcieli początkowo w muzeum modlić się przed obrazami. Jeszcze w XX wieku na łamach wyspecjalizowanej prasy poświęconej muzeom, opisywano zwiedzających w Indiach, którzy przychodzili do muzeum i tam przed wizerunkami bóstw sypali płatki kwiatów, składając w ten sposób ofiary. Nie mieli jeszcze wpojonego rozróżnienia między muzeum a świątynią. Ale i Europejczycy potrzebowali kilku wieków, by się tego nauczyć.

Jakie zmiany dokonały się w muzeach w ciągu 600 lat?

Zmieniła się przede wszystkim i rozszerzyła ich zawartość. Inne też jest dziś pojęcie sztuki, rozumienie, czym ona jest. Obecnie ryty naskalne, sztuka afrykańska czy polinezyjska należą do historii sztuki na równych prawach z Rembrandtem czy Rafaelem. Gigantycznie poszerzył się zakres muzealizowanych obiektów. Jeszcze w XIX wieku i na początku XX uważało się, że coś jest lub nie jest godne muzeum. Dziś taka cezura nie istnieje. Tworzymy muzea wnętrz chłopskich czy miejskich, pokazując, jak wyglądały one 50 czy 30 lat temu. Wystawiamy w muzeach obiekty przemysłowe albo wręcz zamieniamy w muzea całe hale fabryczne. Jedyna pracująca we Francji kopalnia jest utrzymywana po to tylko, by można było zobaczyć jak wyglądało kiedyś wydobycie węgla. Czyli zamieniono ją w Muzeum Górnictwa.

Z czego wynika ten pęd do powstawania kolejnych muzeów i nadawania przedmiotom rangi eksponatów muzealnych?

To efekt procesów sekularyzacji i demokratyzacji. Dziś uważamy, że muzeum jest dla wszystkich i każdy powinien w nim znaleźć, co go interesuje. Odnaleźć świat, w którym żyje – bez względu na to, z jakiej sfery społecznej się wywodzi i jakie ma kompetencje kulturowe.

To pozytywne zjawisko?

Raczej tak, choć wielu żałuje elitarności. Pamiętam, jak Luwr można było zwiedzać niemal samemu i nawet na „Mona Lizę" spokojnie popatrzeć. Trudno mówić, że to nie było przyjemne. Tak jak i trudno zaprzeczyć, że nie można w nieskończoność zwiększać liczby widzów, tym bardziej że mimo kilometrowych galerii skupiają się oni w tych samych najbardziej znanych miejscach. Można też żałować czasów, kiedy muzeum było świątynią, w której wystawiano rzeźbę grecką i nikomu nie przyszło do głowy umieszczenie tam samochodu. Tak jak można żałować, że kiedyś za sztukę uchodziły tylko rzeczy piękne i wzniosłe, a nikt by nie pomyślał, żeby uznać za taką instalację Kienholza. Spór między zwolennikami elitaryzmu i egalitarności toczy się właściwie nieustannie. Ale demokratyzacja dostępu do sztuki jest pozytywna, nieuchronna i nieodwracalna.

W 2018 roku w Muzeum Architektury we Wrocławiu można było oglądać wystawę na 100-lecie niepodległości Polski, której był pan kuratorem. Trudna jest konfrontacja teorii z praktyką?

Robienie wystaw było bardzo ważne dla mojego kształtowania się jako historyka muzeum. Gdybym z pewnymi sprawami nie zetknął się jako kurator, nie byłbym na nie tak wyczulony. Nie zwracałbym aż takiej uwagi na materialność przedmiotów i wymagania, jakie stawiają, by je odpowiednio wyeksponować. Robienie muzeum składa się z drobiazgów. Kiedyś zapytałem Michela Laclotte'a, twórcę muzeum w Avinionie, współtwórcę d'Orsay i Wielkiego Luwru, co jest najważniejsze w tym zawodzie, uśmiechnął się i powiedział: „Żeby wiedzieć, w którym miejscu na ścianie wbić gwóźdź". On myślał zwłaszcza o zawieszaniu obrazów, a ja miałem dużo do czynienia z przedmiotami, które trzeba było wystawiać w gablotach czy w przestrzeni. W znacznie większym stopniu niż w przypadku moich poprzednich wystaw – pomogły środki techniczne, takie jak wideo czy film.

Czy od nich zależy przyszłość muzeów?

Zapewne będą wykorzystywane na coraz większą skalę, coraz częściej je widać. Bywają cennym uzupełnieniem, pozwalając zobaczyć detale, których inaczej nie można obejrzeć. Ale nie można nimi zastąpić fizycznego pokazywania trójwymiarowych przedmiotów.

Jak zatem będą wyglądały muzea za 50 lat?

Tego nie wiem, ale jestem pewien, że będą istnieć i odgrywać podobnie istotną rolę jak dziś. Muzea z natury rzeczy są instytucjami konserwatywnymi. Prawdopodobnie nie ulegną wielkim zmianom, bo zmiany w tych instytucjach są kosztowne i skomplikowane. Przypuszczam, że wielkie muzea zachowają mniej więcej taki kształt, jaki mają dziś. Wątpię, by ktoś zmieniał zasadniczo Ermitaż, Luwr, British Museum czy Metropolitan. Do tego trzeba brać pod uwagę sprzeciwy zwiedzających, którzy są na ogół bardzo przywiązani do istniejących porządków i wcale nierzadko stanowczo protestują przeciw zmianom. Ale będą powstawały nowe muzea różnych dziedzin. Ich kształtu niepodobna sobie dziś wyobrazić. Rozwój techniki spowodował, że mamy, na przykład, Muzeum Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej w Waszyngtonie. Na swoją kolej czeka pewnie informatyka. No i będą włączane do zbiorów obiekty, które trudno nawet dziś wskazać.

A jak wypadają polskie muzea na tle światowych?

Do niedawna – dość archaicznie. Ale to się całkiem zmieniło w ciągu ostatnich 30 lat. Wiele z nich zostało w tym czasie radykalnie odnowionych, jak na przykład Muzeum Narodowe w Warszawie, które przeszło transformację dzięki Agnieszce Morawińskiej. Działa nowoczesne, spełniające wszystkie wymagania, Muzeum Warszawy. Tych zasługujących na uwagę jest znacznie więcej – Manggha w Krakowie, Muzeum Historyczne we Wrocławiu, zupełnie nowe Muzeum Śląskie w Katowicach. A przede wszystkim Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, które choć podniszczone przez panujących wandali, jest nadal zupełnie niezwykłym przykładem muzealnej nowoczesności – zarówno od strony technicznej, jak i merytorycznej. Oglądałem je latem ubiegłego roku i byłem pod wielkim wrażeniem. Trzeba pamiętać, że cechą muzeów jest ogromna inercja – zmiany w nich dokonują się powoli. Ale ten proces jest w toku, co pozwala na optymizm. 

Krzysztof Pomian (ur. 1934 w Warszawie), historyk, filozof, eseista. Laureat Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej za pionierskie badania dziejów kolekcjonerstwa oraz wpływu nauki i sztuki na rozwój kultury europejskiej. Jest autorem wielu publikacji naukowych i książek

Plus Minus: W czasie pandemii, kiedy muzea musiały się pozamykać, próbują to widzom zrekompensować, pokazując zbiory w wirtualnej rzeczywistości. Czy to alternatywa na przyszłość?

Na pewno nie. Ta inicjatywa jest istotna jako element budzenia zaciekawienia, chęci pójścia do prawdziwego muzeum, by znaleźć się przed realnym obrazem. Jednak zwiedzanie to nie tylko oglądanie eksponatów, ale wszystko, co składa się na postrzeganie i odczuwanie, a czego nie mogą zastąpić najbardziej wyrafinowane środki techniczne. Dobrze, że muzea starają się pokazać choćby wirtualnie swoje zbiory. Jednym przypomina to, co już widzieli, a innych zachęca do oglądania w rzeczywistej muzealnej przestrzeni. Są i tacy, którzy poprzestaną na internetowych stronach, ale zawsze tak było, że wielu ludziom wystarczało przeglądanie albumów. Powinniśmy raczej powstrzymywać się przed pobłażliwym patrzeniem z góry na tych, którzy zadowalają się reprodukcjami. Może mają po prostu inne zainteresowania?

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów