O ile kontrkandydaci republikańscy (z początkowych 21 zostało dwóch) nie mają szans na poważne podstawienie nogi Trumpowi, o tyle Bernie Sanders i jego zwolennicy mogą jeszcze utrudnić życie Hillary Clinton. Oficjalną kandydaturę Partii Demokratycznej ma już ona raczej zapewnioną, ale kampania Sandersa może skłonić potencjalnych wyborców partii demokratycznej do zostania w domu lub do głosowania na Trumpa.
Badania opinii publicznej (w Stanach nie aż tak dalekie od rzeczywistości jak w Polsce) poświęcają wiele uwagi płci, wiekowi, wykształceniu i pochodzeniu wyborców oraz ich reakcji na hasła wyborcze kandydatów. Istnieją jednak inne korelacje, które mogłyby być brane pod uwagę i pomagać w przewidywaniach. Mam na myśli przede wszystkim programy telewizyjne, i to nie informacyjne, które nie różnią się zbytnio między sobą.
W Polsce większą rolę odgrywa wybór środków „informacji". Ktoś, kto na przykład czyta regularnie „Gazetę Wyborczą" czy ogląda TVN, jest zazwyczaj silnie antypisowski. Chociaż nie można porównywać zasięgu telewizji Republika czy „Gazety Polskiej Codziennie", to ich widzowie i czytelnicy z kolei byli propisowscy. Dałam słowo „informacja" w cudzysłów, bo w Polsce uderza mnie to, że pozornie spierając się o poglądy, ludzie spierają się często o to, co jest faktem, a co fałszem. Dotyczy to nie tylko wydarzeń wielkiego kalibru, ale w zależności od źródła ludzie mają rozbieżne opinie na temat tego, czy na danej demonstracji było tysiąc czy 100 tysięcy ludzi lub czy na ulicy Marszałkowskiej w Warszawie jest dziura na jezdni.
Świadczy to przede wszystkim o tym, że po ćwierć wieku niby-normalności ludzie nie mają jeszcze wyrobionej potrzeby otrzymywania informacji rzetelnej, ponad podziałami. A nie mają wyrobionej tej potrzeby, bo mimo setek seminariów, szkoleń i konferencji wielu dziennikarzy uważa, że walczy o coś dużo ważniejszego niż prawda.
W USA informacje i komentarze są uczciwie rozdzielone. Jeśli uważa się, że telewizja Fox jest prawicowa, to za sprawą jej komentatorów, a nie doboru informacji. Nie tylko wiadomości są zazwyczaj takie same na wszystkich kanałach, ale nawet ich kolejność jest podobna. Dopiero po podaniu faktów pojawiają się inne twarze i mogą – choć nie muszą – popierać lub potępiać jakiegoś kandydata czy jakąś decyzję. Europejczycy lubią wyśmiewać amerykańską telewizję, ale wielu nie zdaje sobie sprawy, że bezstronność informacji jest tu ciągle brana na poważnie.