Tyle w kwestii tego, z czym się z ministrem Czarnkiem zgadzam. Odmiennie oceniam jednak przyczyny stanu rzeczy, z jakim się zmagamy. Minister edukacji i nauki w przemówieniu skierowanym do uczestników XI Ogólnopolskiego Kongresu Nauczycieli Wychowania do Życia w Rodzinie zorganizowanego w Częstochowie oznajmił, że przyczyną kryzysu są w znacznym stopniu „postulaty rewolucji kulturalnej, seksualnej, rewolucji można powiedzieć wprost komunistycznej". Odpowiedzią na nie ma być więc uznanie odpowiednio ideowo ustawionego wychowania do życia w rodzinie za priorytet edukacyjny ministerstwa w roku 2021/2022.

„Nauczyciele wychowania do życia w rodzinie w polskich szkołach muszą zyskać jeszcze większa rangę i jeszcze większą wagę, bo od tego zależy przyszłość naszego społeczeństwa i przyszłość naszego państwa" – przekonywał minister. „Kształcenie dzieci i młodzieży w polskich szkołach, szkołach podstawowych i ponadpodstawowych na temat tego, czym jest rodzina, na temat tego, jak fundamentalne znaczenie mają wartości wpisane w konstytucji: małżeństwo, jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo, rodzicielstwo jest po prostu przejawem naszej solidarności z przyszłymi pokoleniami" – uzupełniał Czarnek.

Krótko i dosadnie podsumowując rozważania ministra, można więc powiedzieć, że odpowiedzią na propagandę tamtej strony, która zmienia nam postawy, ma być nasza – prowadzona w szkołach. Trzeba powiedzieć, że działania te będą nie tylko chybione, ale też przeciwskuteczne. A powodem będzie właśnie to, że za przyczynę głębokich przemian społecznych (tak niekiedy negatywnych) uznaje się wyłącznie „komunistyczną propagandę". Autentyczne powody przemian, jakie obserwujemy, są zaś o wiele głębsze, i nawet jeśli niekiedy popkultura wzmacnia pewne procesy, a media im kibicują, to one zachodzą niezależnie od przekazu propagandowego. Skoro tak, to odpowiedzią nie może być tylko propaganda ideowa.

Szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego małżeństwo słabnie, dlaczego głęboko zmienia się model rodziny, dlaczego młodzi ludzie nie chcą mieć dzieci, trzeba brać pod uwagę nie tylko względy kulturowe, ale również ekonomiczne (rodzina przestała być gwarantem stabilizacji społecznej, a często, szczególnie w przypadku wyższej dzietności, zwiększa ryzyko życiowe czy zmniejsza szansę na otrzymanie kredytu) czy te związane z nastawieniem na konsumpcję, która staje się głównym powodem niechęci do zawierania małżeństw. Nie od rzeczy będzie także uświadomienie sobie, że młodzi nie chcą zawierać małżeństw, bo widzą, jak źle kończą się związki ich rodziców (po prawej stronie wcale nie rzadziej niż po lewej), jakie rany z tego wynoszą i rodzice, i dzieci, oraz jak mało wsparcia, autentycznej troski, ofiarowuje się parom w kryzysie. O tym także trzeba myśleć, bo jeśli ktoś sądzi, że wzmacnianie nacisków propagandowych rozwiąże problemy, to powinien przyjrzeć się katechezie w szkołach, która wcale nie zatrzymuje procesów laicyzacji.