Z jednej strony polityka izolacji i częściowego czy pełnego lockdownu, zamykanie ludzi w domach i wygaszanie firm. Z drugiej zdrowy opór, by to, co może pracować – pracowało i podtrzymywało płomyk elementarnego wzrostu; postulaty tylko częściowej izolacji i szybkiego otwarcia szkół oraz biznesu. Czyżby po jednej ze stron byli idioci, a po drugiej potwory? Kiedy czyta się dyskusje na internetowych forach, trudno mieć inne wrażenie. Ale nawet pomijając internet, który z natury upraszcza, w istocie mamy tu starcie poglądów na formułę walki z pandemią.
Wirusolodzy i większość lekarzy domagają się zupełnej kwarantanny. Tylko ona może nas ochronić przed nieopanowaną falą zgonów. Pełna blokada, czyli wygaszenie fali zakażeń, to dla nich najlepsza tama dla pandemii. Wsłuchujący się w nią politycy idą tą właśnie ścieżką, zamykając życie społeczne i gospodarkę. Po drugiej stronie głównie przedsiębiorcy i ekonomiści. Argumentują, że ci pierwsi, czyli lekarze, sieją i podtrzymują panikę, a pandemia przyniesie mniej strat niż wywołany nią kryzys ekonomiczny. Choroba ma naturę eliminującą – argumentują; jakiś procent mieszkańców przeludnionej Ziemi i tak musi umrzeć, a reszta się uodporni. A wsłuchani z kolei w nich politycy idą ścieżką politycznego ryzyka, zostawiając liczne furtki do zakażeń.
Kto ma rację? Trudno mieć złudzenia. Dowiemy się dopiero w przyszłości. Dopiero wtedy, gdy poznamy pełen bilans pandemii, nie tylko statystykę spowodowanych wirusem zgonów, ale również statystykę strat gospodarczych i wywróconych politycznych karier. Kiedy to będzie? Nikt nie wie. Ale już dziś próbujemy pomóc sobie cały ten dyskurs opisać. Przełożyć na zrozumiałe kategorie. Zracjonalizować. Czy w istocie jest to spór społecznych darwinistów z wyznawcami empatii?
A może inaczej – to dyskurs o naturze społeczeństwa? Z jednej strony brutalny mechanicyzm, w którym dla zapewniania ciągłości pracy maszyny w naturalny sposób zakłada się zużycie pewnych części i ich konieczną wymianę – naprzeciw organicyzmowi, który traktuje ludzkość jako niewymienną, choć zużywającą się całość. W centrum uwagi tej ostatniej koncepcji nie społeczne procesy są najważniejsze i ich ciągłość, ale indywidualne ludzkie życie, walor moralny indywidualnego przetrwania. To czyni nas ludźmi, a nie maszynerią – powtarzają.