Wcale nie mieli umierać wszyscy naraz

Musimy dbać o ludzi, ale również o gospodarkę. Bo to ona daje chleb, dzięki któremu żyjemy. Zatrzymanie gospodarki nie tylko może, ale musi przynieść dramatyczne skutki dla ludzkości: utratę miejsc pracy, obniżenie stopy życiowej, bankructwa firm, a niekiedy chaos do granic anarchii. To jasne, zrozumiałe, po tysiąckroć oczywiste. A skoro tak, to skąd ta gorąca dyskusja w świecie, konfrontowanie strategii przetrwania?

Aktualizacja: 04.04.2020 20:41 Publikacja: 03.04.2020 18:00

Wcale nie mieli umierać wszyscy naraz

Foto: AFP

Z jednej strony polityka izolacji i częściowego czy pełnego lockdownu, zamykanie ludzi w domach i wygaszanie firm. Z drugiej zdrowy opór, by to, co może pracować – pracowało i podtrzymywało płomyk elementarnego wzrostu; postulaty tylko częściowej izolacji i szybkiego otwarcia szkół oraz biznesu. Czyżby po jednej ze stron byli idioci, a po drugiej potwory? Kiedy czyta się dyskusje na internetowych forach, trudno mieć inne wrażenie. Ale nawet pomijając internet, który z natury upraszcza, w istocie mamy tu starcie poglądów na formułę walki z pandemią.

Wirusolodzy i większość lekarzy domagają się zupełnej kwarantanny. Tylko ona może nas ochronić przed nieopanowaną falą zgonów. Pełna blokada, czyli wygaszenie fali zakażeń, to dla nich najlepsza tama dla pandemii. Wsłuchujący się w nią politycy idą tą właśnie ścieżką, zamykając życie społeczne i gospodarkę. Po drugiej stronie głównie przedsiębiorcy i ekonomiści. Argumentują, że ci pierwsi, czyli lekarze, sieją i podtrzymują panikę, a pandemia przyniesie mniej strat niż wywołany nią kryzys ekonomiczny. Choroba ma naturę eliminującą – argumentują; jakiś procent mieszkańców przeludnionej Ziemi i tak musi umrzeć, a reszta się uodporni. A wsłuchani z kolei w nich politycy idą ścieżką politycznego ryzyka, zostawiając liczne furtki do zakażeń.

Kto ma rację? Trudno mieć złudzenia. Dowiemy się dopiero w przyszłości. Dopiero wtedy, gdy poznamy pełen bilans pandemii, nie tylko statystykę spowodowanych wirusem zgonów, ale również statystykę strat gospodarczych i wywróconych politycznych karier. Kiedy to będzie? Nikt nie wie. Ale już dziś próbujemy pomóc sobie cały ten dyskurs opisać. Przełożyć na zrozumiałe kategorie. Zracjonalizować. Czy w istocie jest to spór społecznych darwinistów z wyznawcami empatii?

A może inaczej – to dyskurs o naturze społeczeństwa? Z jednej strony brutalny mechanicyzm, w którym dla zapewniania ciągłości pracy maszyny w naturalny sposób zakłada się zużycie pewnych części i ich konieczną wymianę – naprzeciw organicyzmowi, który traktuje ludzkość jako niewymienną, choć zużywającą się całość. W centrum uwagi tej ostatniej koncepcji nie społeczne procesy są najważniejsze i ich ciągłość, ale indywidualne ludzkie życie, walor moralny indywidualnego przetrwania. To czyni nas ludźmi, a nie maszynerią – powtarzają.

Kto ma rację? Cóż za pytanie? Racja oczywiście jest pośrodku. Uwikłana nie tylko w ten filozoficzny spór, ale również w tysiące indywidualnych, różniących osobne populacje ludzkie czynników. W Azji Wschodniej, na Tajwanie czy w Singapurze biznes pracuje, a ludzie, choć poddani pełnej dyscyplinie, nie mają ograniczeń w poruszaniu się czy edukacji. Dlaczego? Ano już na początku epidemii zamknięto granice, zastosowano pełną izolację zakażonych i konsekwentny system kwarantann. A do oznaczenia grup ryzyka posłużono się danymi połączonych baz: migracyjnej i zdrowotnej.

Polscy mechanicyści mówią: zróbmy to u nas! Bardzo proszę, tyle że u nas nie jest to możliwe, bo nie mamy efektywnych instrumentów big data, by dokonać wyodrębnienia grup wysokiego ryzyka. Bazy danych są niekompatybilne i niepełne. Wielu starszych ludzi ma wciąż epizodyczną dokumentację stanu zdrowia na papierze w gminnych ośrodkach zdrowia lub we własnych książeczkach. Na dodatek łatwo zamknąć wyspę, a w Europie, mimo zamkniętych granic, wciąż mamy do czynienia z transferem ludzi.

Choroba jest groźna dla ludzi starszych bądź o osłabionej odporności. Trzeba ich odseparować – twierdzą mechanicyści. Gdzie? – spytam. W małej populacji to możliwe. A u nas? Gdzie zabunkrować te – lekko licząc – dwa, trzy miliony ludzi? Na stadionach? Lotniskowych halach? Przecież nie mają odpowiedniej infrastruktury. A nawet gdyby miały, łatwo sobie wyobrazić, co by się wydarzyło, gdyby jedna osoba z tysięcy miała wirusa. Hekatomba. Scenariusz włoski razy dziesięć. Zostałoby palenie zwłok na stosach, bo krematoriów by zabrakło.

Jakieś rozwiązania pośrednie? Bardzo o nie trudno. Ale i tak najważniejsze w całej tej historii, jaką jest światowa wojna z pandemią, jest powszechne zrozumienie, że nie chodzi w niej o statystykę zgonów, tylko o to, że systemy, które stworzyliśmy, nie były przygotowane na taką ewentualność. Niewydolność systemowa dotyka wielu obszarów ze sobą synergicznych. To z jednej strony system zdrowia, z drugiej system opieki nad osobami starszymi, z trzeciej rozwiązania socjalne, z czwartej przemysł śmierci, zakłady pogrzebowe, prosektoria etc. Dostosowaliśmy systemy do przedłużania życia i powolnego odchodzenia, a tu wszyscy mają umrzeć naraz. To zbyt wielki ciężar, zbyt wielki problem nawet dla mechanicystów. Cóż więc zostaje? Półśrodki i ludzka empatia.

Z jednej strony polityka izolacji i częściowego czy pełnego lockdownu, zamykanie ludzi w domach i wygaszanie firm. Z drugiej zdrowy opór, by to, co może pracować – pracowało i podtrzymywało płomyk elementarnego wzrostu; postulaty tylko częściowej izolacji i szybkiego otwarcia szkół oraz biznesu. Czyżby po jednej ze stron byli idioci, a po drugiej potwory? Kiedy czyta się dyskusje na internetowych forach, trudno mieć inne wrażenie. Ale nawet pomijając internet, który z natury upraszcza, w istocie mamy tu starcie poglądów na formułę walki z pandemią.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami