Atromitos po grecku znaczy nieustraszony, co nie zmienia faktu, że bukmacherzy wyżej oceniają szanse Legii, a ich opinie warto brać pod uwagę, bo dokładnie przeanalizowali sytuację w obu zespołach. Wiedzą, że Legia zremisowała bezbramkowo w dwóch ostatnich meczach u siebie – ze Śląskiem Wrocław w ekstraklasie i z fińskim KuPS w Lidze Europy. A mimo to, jako faworyta wskazują wicemistrza Polski.
Legia jeszcze nie jest w formie – co do tego nie ma wątpliwości. Zespół Aleksandara Vukovicia dopiero się tworzy, zawodnicy jeszcze się poznają. Latem w Warszawie doszło do rewolucji kadrowej – odeszli piłkarze, którzy byli w klubie od lat i to oni nadawali ton, jeśli nie na boisku, to przynajmniej w szatni: Michał Kucharczyk, Miroslav Radović, Arkadiusz Malarz czy Adam Hlousek.
W każdej formacji doszło do poważnych zmian. Jest nowy rozgrywający Walerian Gwilia, są nowi skrzydłowi (Arvydas Novikovas i Brazylijczyk Luquinhas), jest nowy stary środkowy obrońca Igor Lewczuk, który wrócił do Warszawy po trzech latach w Bordeaux.
Legia jest zarazem w budowie jak i w rozsypce. Wielu kibiców już zdążyło stracić cierpliwość do Vukovicia i jego piłkarzy. Po meczu ze Śląskiem na stadionie przy Łazienkowskiej, od strony Żylety można było usłyszeć nie tylko gwizdy, ale i gromkie okrzyki „K...a mać, Legia grać". To zresztą stały obrazek o tej porze roku. Media już pełne są spekulacji, czy Serb przetrwa, jeśli Legia odpadnie, z kolei z klubu wypływają informacje mające ten tlący się pożar ugasić.
Legia wciąż jest w grze o puchary w dużej mierze dlatego, że nie miała z kim odpaść. W pierwszej rundzie jej rywalami byli półamatorzy z Gibraltaru i u siebie zdołali zremisować z drużyną Vukovicia. W kolejnej rundzie przeciwnikiem Legii była trzecia drużyna poprzedniego sezonu w fińskiej lidze, która w rankingu UEFA zajmuje jeszcze niższą pozycję (38.) niż ekstraklasa (25.). W tym przypadku mecz wyjazdowy również skończył się remisem.