Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt. Ręce, które widzą

W sporcie nie ma bardziej znanego lekarza. Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt po 43 latach kończy pracę w Bayernie Monachium, ale nie da o sobie zapomnieć.

Publikacja: 08.07.2020 21:00

Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt leczył najwybitniejszych sportowców świata, polskich także

Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt leczył najwybitniejszych sportowców świata, polskich także

Foto: PAP/DPA

Ten adres zna wielu sportowców: Alter Hof, Dienerstrasse 12, Monachium, duży szary budynek, blisko Marienplatz. Klinika Hansa-Wilhelma Müllera-Wohlfahrta z zewnątrz nie wygląda imponująco, ale kto był w środku, ma co wspominać.

Przede wszystkim będzie pamiętał długowłosego doktora, który w ciszy wbija palce w bolące miejsca, bo od lat twierdzi, że tak wyczuwa kontuzje, oraz oryginalną terapię, zwłaszcza małe strzykawki z kolorowymi substancjami wprowadzane w wyznaczone precyzyjnie punkty na ciele.

Leczące opuszki

Doktor Müller-Wohlfahrt zawsze leczył po swojemu. Zanurzał dłonie w mięśnie, zamykał oczy i twierdził, że opuszki palców to najlepsze narzędzie diagnostyczne. Gdy diagnoza już była – działał.

Najczęściej wstrzykiwał Actovegin – substrat z krwi cielęcej oraz Traumeel – złożony lek homeopatyczny. Koledzy, zwłaszcza ci z tytułami profesorskimi, niejeden raz twierdzili, że jest szarlatanem, a nie poważnym lekarzem. Głównie chodziło o Actovegin, środek, który nie ma atestu w USA i paru innych krajach. Niektórzy lekarze sportowi od dawna formułowali opinie, że doktor Müller-Wohlfahrt ukrywa stosowanie niedozwolonych substancji.

Gdy opowiedział o swych rewolucyjnych metodach podczas kongresu medycznego w Baden-Baden w 1988 roku, pewien znany profesor wstał i zażądał, by prelegenta wyrzucić z sali. Müller-Wohlfahrt nigdy nie przestraszył się żadnych zarzutów, dbał tylko o zatwierdzenie własnych leków przez urzędy niemieckie i robił swoje.

Na żądania, by przedstawił dokumentację wykorzystywanych metod, odpowiadał: – Jak to sobie wyobrażacie? Opiekuję się Bayernem Monachium, opiekuję się narodową drużyną piłkarską, najlepszymi sportowcami z całego świata i wieloma zwykłymi pacjentami. Jestem w klinice od rana do wieczora. Kiedy mam to robić? Jestem lekarzem i chcę przede wszystkim pomagać ludziom. Nie muszę niczego udowadniać.

Głównym argumentem, który przez lata potwierdzał jego umiejętności, jest lista pacjentów. Franz Beckenbauer i inne sławy Bayernu Monachium (Robert Lewandowski także), tenisista Boris Becker, świetni lekkoatleci, sportowcy ze wszystkich kontynentów przybywali do niego od dziesięcioleci, wierząc w uzdrawiającą moc dłoni i zastrzyków. Z Polski także.

Syn pastora

Usain Bolt był leczony przez Müllera-Wohlfahrta od 16. roku życia, bo chłopak z Jamajki z powodu szybkiego wzrostu i niesymetrii ciała wcześnie cierpiał na bóle kręgosłupa. Potem doktor został dla Usaina-Błyskawicy „drugim ojcem”. W monachijskiej klinice ma dziś w gablocie złote buty, w których Bolt bił rekordy globu podczas mistrzostw świata w Berlinie w 2009 roku. W Rio de Janeiro przed kamerami telewizyjnymi sprinter zadedykował Müllerowi-Wohlfahrtowi ostatni złoty medal olimpijski.

Kogo nie przekonały te przykłady, mógł przeczytać w autobiografii „Mit den Händen sehen: Mein Leben und meine Medizin” („Zobacz rękami: moje życie i moja medycyna”) liczne głosy innych, którzy uwierzyli. Jeden z cytatów: „Jest artystą, także ze względu na swoją wrażliwość. Nie sądzę, że się za niego uważa, ale to, co robi, jest sztuką, wielką sztuką”.

Niewiele zapowiadało tę karierę. Syn surowego protestanckiego pastora, urodził się we wschodniej Fryzji. Matka wydała na świat trzeciego syna podczas jednego z nalotów na Niemcy w 1942 roku. Rodzina była biedna, raz na miesiąc dzieliła tabliczkę czekolady na pięć osób. Przyszłego doktora Bayernu, gdy dorastał, najpierw pasjonowały jazz (grał na puzonie) i pięciobój nowoczesny.

Ojciec nie lubił lekarzy, „półbogów w bieli”, kierował więc uwagę najmłodszego syna w kierunku architektury lub elektromechaniki. Wybór medycyny skwitował zdaniem: – To nie będę cię wspierać finansowo.

Młody Müller-Wohlfahrt (dla kolegów „Mull”) był jednak uparty, długie włosy, które nosi do dziś, choć teraz już mocno siwe, zapuścił na przekór szkole i ojcu.

Zderzenie z Guardiolą

Studia medyczne zaczął w Kilonii, skończył w Berlinie. Tam poznał przyszłą żonę Karin, która, z mocno skrytym żalem, zostawiła dla niezwykle ambitnego medyka rozkwitającą karierę aktorską. On z kolei z przytupem rozpoczął karierę ortopedy w klubie Hertha BSC. Dwa lata później wylądował w FC Bayern Monachium.

Pozostał tam ponad 40 lat, z dwiema krótkimi przerwami. To drugie rozstanie było wyjątkowo głośne. Trenerem bawarczyków był wówczas Pep Guardiola. Napięcie rosło od pierwszych dni wspólnej pracy. 15 kwietnia 2015 roku dwaj opętani żądzą sukcesu panowie w końcu zderzyli się z hukiem, lekarz musiał odejść, choć był przy większości zwycięstw Bayernu (i chętnie je sobie przypisywał).

Poszło niby o kompetencje, ale najbardziej chodziło o zasługi. W końcu Guardiola znalazł pretekst: porażkę z FC Porto w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Dyrektor Karl-Heinz Rummenigge poparł trenera. Do dziś o Pepie doktor mówi z odrazą. Wrócił Jupp Heynckes, wrócił Müller-Wohlfahrt i jeśli zdarzyło się, że Bayern grał z nowym klubem Guardioli, nigdy nie zapominał powiedzieć piłkarzom, by zagrali także dla swojego lekarza.

Współpracownicy przy Dienerstrasse wiedzą, że jest pracoholikiem, pojawia się o ósmej rano, wychodzi często dopiero przed północą. Dla zdrowia maszeruje nocami przy domu. Przyznaje, że nie ma innego hobby niż praca. Zakończył współpracę z Bayernem 30 czerwca. Ta decyzja nie oznacza końca praktyki lekarskiej i zaprzestania poszukiwań nowych sposobów terapii. Ze szpitalem uniwersyteckim „Rechts der Isar” zaczyna pracę nad programem wykorzystującym sztuczną inteligencję do diagnostyki urazów mięśniowych. Dwa lata temu przedłużył umowę najmu monachijskiej kliniki o dekadę – z opcją na kolejne dziesięć lat. Wychodzi, że do 95. roku życia.

Ten adres zna wielu sportowców: Alter Hof, Dienerstrasse 12, Monachium, duży szary budynek, blisko Marienplatz. Klinika Hansa-Wilhelma Müllera-Wohlfahrta z zewnątrz nie wygląda imponująco, ale kto był w środku, ma co wspominać.

Przede wszystkim będzie pamiętał długowłosego doktora, który w ciszy wbija palce w bolące miejsca, bo od lat twierdzi, że tak wyczuwa kontuzje, oraz oryginalną terapię, zwłaszcza małe strzykawki z kolorowymi substancjami wprowadzane w wyznaczone precyzyjnie punkty na ciele.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego