Wielki Post? Na pewno nie w piłce. Szybkie pożegnanie Realu, Bayernu i Juventusu, odradzająca się Barcelona, zachwycający Ajax i niezmiennie silny Liverpool, a na koniec radosny futbol, bo jak inaczej nazwać to, co stało się w Manchesterze.
2:2 po 11 minutach, 3:2 po kolejnych dziesięciu – pięć najszybciej strzelonych goli w jednym meczu, pobity rekord spotkania Borussia Dortmund – Legia (8:4) z 2016 roku. Piłkarska uczta w najczystszej postaci zakończona dramatem jednego człowieka – Pepa Guardioli. To wystarczy, by nie narzekali nawet najwięksi malkontenci.
Pochettino jak Hulk
– Zdobyliśmy bramkę, a VAR zrobił resztę. Decydował centymetrowy spalony, a rywale strzelili wcześniej gola po zagraniu ręką. To było okrutne, ale musimy to zaakceptować – mówił załamany Guardiola po tym, jak Manchester City pokonał Tottenham 4:3, ale do awansu zabrakło mu właśnie tego nieuznanego trafienia Raheema Sterlinga.
Wszystko działo się w doliczonym czasie gry. Drużyna sponsorowana przez szejków odpadała z Champions League już w różnych okolicznościach, ale takiej huśtawki nastrojów jeszcze nie przeżyła. „Guardiola znów się wykoleił" – pisze „Marca". Odkąd kataloński trener opuścił Barcelonę, nie potrafi wygrać Ligi Mistrzów. Nie awansował nawet do finału, choć – jak wyliczył hiszpański dziennik – wydał w tym czasie w Bayernie i City 812 mln euro na transfery.
Szejk Mansour straci cierpliwość i poszuka nowego człowieka, który obieca mu upragniony puchar? Czy może da jeszcze jedną szansę Guardioli? Jedno jest pewne: raczej nie przestanie dalej inwestować. Modernizacja zabawki kosztowała go już ponad 1,5 mld euro.