Najpierw byle książątko aspirowało do roli podobnej monarchom. Potem gwałtowne społeczne przemiany czyniły pomazańcami bożymi magnatów pieniądza tego świata. W naszym wschodnioeuropejskim grajdołku bywały pięciolatki, gdy dyrektor przedsiębiorstwa państwowego uważał się za jego oczywistego właściciela. Dlatego mógł zawsze liczyć na to, że dostanie za darmo cement, zbrojenia i dachówki z państwowej firmy na budowę prywatnej daczy, że jego robotnicy wyasfaltują mu brakujący kilometr leśnej drogi, zadbają o ogródek i eleganckie ogrodzenie. O samochodzie i benzynie na codzienne rodzinne potrzeby to nawet nie warto mówić. Wszystko co państwowe było w zasięgu ręki. Gwoli prawdy, przydawało się jeszcze instancyjne wsparcie organizacji dzielnicowej, czy powiatowej. I przyszedł wielki – by nie rzec największy – przełom. Zmieniło się prawie wszystko. Dlaczego prawie – ktoś zapyta. Ano dlatego, że są sprawy, których już z pewnością być nie powinno.