„I co, uczysz się?" – pytali znajomi. „Nie. Jeszcze nie. Spielberg się rozmyśli, a ja z tym angielskim zostanę jak ten (...)"*. Anegdoty tej chyba nie zna polski rząd. Z wetem wobec unijnego budżetu może zostać podobnie jak aktor.
Jedni komentatorzy uważają, że Polska na wecie nie straci nic. Inni zaś mówią o niemal 60 mld euro. Pierwsi sięgają po argument „ad prowizorium". Jeśli weto, to będzie obowiązywać tzw. prowizorium budżetowe, czyli dotychczasowe zasady podziału środków. „Nic nie tracimy" – mówią z cwanym uśmiechem. Niektórzy wręcz dodają buńczuczne „weto albo śmierć".
Z punktu widzenia korzyści dla kraju sugeruję jednak drugi wariant. Propozycja budżetu 2021–2027 jest inna niż dotychczas. Oprócz tradycyjnej części zawiera wart 750 mld euro pakiet służący rozruszaniu europejskiej gospodarki. Sponiewieranej pandemicznym kryzysem. Czegoś takiego nigdy jeszcze nie było!
Prowizorium pakietu nie uwzględnia. Polska zatem uzyskałaby środki na dotychczasowych zasadach. Pakiet antykryzysowy pozostałby jednak poza naszym zasięgiem. Według ekspertów KE może go wydzielić. Przekonstruować tak, by stał się dostępny tylko dla krajów akceptujących proponowane zasady. Weto stałoby się więc pustym gestem.
Z 750 mld euro Polsce ma przypaść niemal 60 mld, czyli 260 mld zł. Wartość każdej złotówki z tej puli może być wielokrotnie wyższa. Środki te przeznaczone na inwestycje, cyfryzację, zieloną energię i rozwój technologiczny spowodują dodatkowy wzrost PKB. Będą niczym „odżywka dla sportowców" przygotowujących się do zawodów. Zwiększą liczbę miejsc pracy, konkurencyjność gospodarki itd. Pracodawcy RP, patrząc na pakiet w taki sposób, wyliczyli jego konkretną wartość. To 675 mld zł!!! Tyle właśnie możemy stracić w ciągu najbliższych dziesięciu lat.