Tymczasem w składach węgla panika, bo wprowadzono normy jakości paliw stałych do domowych pieców i lokalnych kotłowni. Firmy działające na tym rynku co prawda wiedziały, że ten dzień w końcu nadejdzie, ale i tak nie zdążyły się przygotować. Przede wszystkim dlatego, że kluczowe rozporządzenie ministra energii wraz ze wzorem poświadczającym parametry kupowanego węgla sprzedawcy zobaczyli dopiero miesiąc temu.

Ledwo 30-dniowe vacatio legis rzeczywiście było wyzwaniem. W tak krótkim czasie przedsiębiorcy nie byli w stanie dostosować systemów informatycznych do nowych przepisów. I to nawet ci, którzy bacznie obserwowali batalię o normy jakości dla węgla.

Resort energii chciał jednak obwieścić sukces przed sezonem grzewczym. Zapewne ważniejszym powodem pośpiechu były wybory samorządowe – walka ze smogiem była na ustach wielu polityków lokalnych startujących z listy Zjednoczonej Prawicy.

Branży nie pomogły długie konsultacje międzyresortowe i społeczne. Właśnie z tego powodu zabrakło czasu na dłuższe vacatio legis. Branża broniła się przed normami, sięgając po argument o wyższych kosztach zakupu paliwa dla klientów. Nie pamiętam jednak, by przedsiębiorcy skarżyli się na brak wiedzy o tym, jak mają wyglądać świadectwa jakości wydawane klientom. Wydaje się, że to powinno być przedmiotem kuluarowych rozmów sprzedawców z ministerstwem. Zwłaszcza że pomyłka grozi wysoką grzywną. Jeśli takie rozmowy miały miejsce, to zaskoczenie sprzedawców jest co najmniej dziwne.

Program „Czyste powietrze", przyjęty przez rząd w lutym 2017 r., od początku zakładał wprowadzenie norm jakości dla węgla. Tymczasem zaskoczył handlujących węglem tak jak zima co roku zaskakuje drogowców.