Emerytalne horrory

Rozpoczął się sezon horrorów. Jednym z ulubionych jest straszenie „dziurą w ZUS", która rzekomo ma grozić zapaścią systemu emerytalnego.

Aktualizacja: 05.11.2019 21:38 Publikacja: 05.11.2019 21:00

Emerytalne horrory

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Jak w tanim filmie klasy B, co roku scenariusz jest ten sam. Eksperci i dziennikarze zmieniają tylko jedną liczbę – tę podaną w pięcioletniej prognozie kroczącej przygotowanej przez ZUS. Co roku jest ona większa, ale narracja ta sama. Niektórzy najbardziej biegli specjaliści od powielanego co rok dreszczowca potrafią zsumować pięć kolejnych rocznych deficytów FUS, w myśl zasady „im kwota wyższa, tym groźniej!". Celowo nie przytaczam tu tych liczb, bo nie o liczby chodzi, ale o metodę.

Natura ludzka sprawia, że najbardziej boimy się nieznanego. Im komentarze bardziej wybiórczo pokazują dane, pomijają założenia prognozy, a tym samym mniej wyjaśniają jej istotę, tym niepokój większy. No, ale skoro istnienie prognozy ZUS już przebiło się do świadomości czytelników, a nawet zaniepokoiło, to bardziej dociekliwi sięgną też do prognozy długoterminowej, która nie tylko nie straszy, ale pokazuje odporność systemu na pogarszającą się demografię.

Otóż z prognozy funduszu emerytalnego do 2080 r. wynika, że jego deficyt roczny rośnie z poziomu 2,02 proc. PKB w 2020 r. do 2,29 proc. w 2025, po czym maleje i w 2080 osiąga 0,42 proc. PKB. Z kolei wydolność funduszu emerytalnego, czyli iloraz wpływów i wydatków, początkowo maleje z poziomu 73,7 proc. w 2020 r. do 71,0 proc. w 2026, po czym rośnie do 92,7 proc. w 2080 r. A więc skala dopłat budżetowych liczona jako procent PKB będzie malała, pod warunkiem utrzymania w ryzach waloryzacji systemu. Stopy zastąpienia, czyli iloraz świadczeń do wynagrodzeń, będą spadać, stanie się to nie tylko w wyniku wydłużania okresu pobierania emerytury (mianownik), ale przede wszystkim wskutek wzrostu wynagrodzeń (licznik). Ocena trendów powinna być odniesiona do wielkości gospodarki, inaczej będzie zniekształcona.

Ważna jest analiza założeń do prognozy, a najważniejsze prognozowanie według obowiązującego stanu prawnego. Dlatego, wbrew komentarzom o przyczynach rzekomej zapaści emerytalnej, nie można uwzględniać wydatków pozasystemowych o charakterze jednorazowym takich jak 13. emerytura. To dobrze, bo obecny system emerytalny wykazuje bardzo wysoką odporność na pogarszająca się demografię.

Główną przyczyną ograniczenia negatywnych skutków fiskalnych jest przejście od „starego" systemu emerytalnego do „nowego". Warto zwrócić uwagę, że po raz pierwszy od 20 lat, od kiedy wprowadzono „nowy" system zdefiniowanej składki, kwota wypłacanych zeń emerytur przekroczy tę ze „starego". W miarę zanikania „starych" emerytur nastąpi naturalne dążenie do zrównoważenia systemu.

W skali mikro działa tu zasada ekwiwalentności ubezpieczeniowej (tzw. kompensacyjnej) między wcześniej wnoszonymi składkami a później uzyskiwanymi emeryturami, co stopniowo pozytywnie wpływa też na równowagę w skali makro. Polski system jest wyjątkowo ekwiwalentny na poziomie indywidualnym, ale też podobnie jak inne systemy na świecie, nie może i nie powinien być ekwiwalentny w ujęciu funduszowym.

Istnienie gwarancji systemowych, takich jak minimalna emerytura czy nieujemne waloryzacje, zwiększa skalę redystrybucji. Zmienia ten rachunek na poziomie makro i w konsekwencji oznacza pewne, malejące w długim okresie, finansowanie pozaskładkowe. Ale to jest regułą na świecie. Ważne, że powszechna część systemu emerytalnego jest wyjątkowo ekwiwalentna, co wbrew głosom wieszczącym katastrofę ogranicza przyszłe ryzyko systemu emerytalnego dla finansów publicznych.

Paweł Wojciechowski, główny ekonomista ZUS

Tekst wyraża poglądy osobiste autora, a nie instytucji, dla której pracuje

Jak w tanim filmie klasy B, co roku scenariusz jest ten sam. Eksperci i dziennikarze zmieniają tylko jedną liczbę – tę podaną w pięcioletniej prognozie kroczącej przygotowanej przez ZUS. Co roku jest ona większa, ale narracja ta sama. Niektórzy najbardziej biegli specjaliści od powielanego co rok dreszczowca potrafią zsumować pięć kolejnych rocznych deficytów FUS, w myśl zasady „im kwota wyższa, tym groźniej!". Celowo nie przytaczam tu tych liczb, bo nie o liczby chodzi, ale o metodę.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację