Kolejne potwierdzenie tej tezy zapowiada właśnie rząd Prawa i Sprawiedliwości. Ściślej, zapowiada i wielkim firmom, i zwykłym obywatelom (trzeba przyznać, rzadko zdarza się takie połączenie) rekompensaty za podwyżki cen prądu. Wiadomo było, że firmy oczekują jakiegoś wsparcia. Trudno się nawet temu dziwić, skoro ceny energii wzrosły w ciągu roku o kilkadziesiąt procent. Dla branż energochłonnych, np. chemicznej, taka podwyżka oznacza właściwie konieczność zamknięcia biznesu. A polski przemysł już dziś płaci za energię jedne z najwyższych stawek w Europie. Wsparcie dla biznesu ministrowi energii jednak nie wystarczyło. Przecież miliony obywateli są równie mocno przygniecione ciężarem rachunków za prąd. A że idą wybory? To tylko zbieg okoliczności.

Ktoś mógłby zarzucić rządowi, że propozycji brakuje konkretów. Czy ulga podatkowa (a może jednak dodatek do płaconych rachunków?) skierowana będzie wyłącznie do najuboższych czy do niemal wszystkich gospodarstw domowych? Nie wiemy też, jak będzie duża. Ja nie będę jednak szukał dziury w całym i twierdził, że propozycja tak ważna z punktu widzenia firm i obywateli powinna – przed przedstawieniem opinii publicznej – być lepiej przygotowana. Po co? Wiadomo przecież już dziś, że rząd będzie dopłacał do rachunków. I to jest najważniejsze. A szczegóły poznamy za jakiś czas, może już nawet za parę tygodni. Po wyborach.

Nie można pominąć, że powiązanie w programie Energia+ biznesu z obywatelami niesie poważne konsekwencje na przyszłość. Dziś gospodarka jest rozpędzona – konsumenci konsumują, firmy produkują i eksportują, a nawet – od niedawna – inwestują. Na horyzoncie pojawiają się już jednak ciemne chmury spowolnienia. Bez względu na sytuację budżetu (dziś doskonałą) kolejnym rządom znacznie trudniej będzie ogłosić zakończenie programu, którego beneficjentem jest nie tylko garstka dużych spółek, ale i miliony wyborców. Oznacza to, że rząd PiS może zafundować następcom kolejny program 500+, choć na mniejszą skalę.

A przecież 500+ to tylko jeden przykład. Jak się zastanowić, trudno się oprzeć wrażeniu, że co jak co, ale w wydatkach socjalnych obecny rząd wznosi się na poziomy niedostępne poprzednikom. Od środy to wrażenie ma nawet twarde potwierdzenie w liczbach. Znana (i uznana) organizacja Oxfam doceniła Polskę w swoim najnowszym rankingu oceniającym zaangażowanie państw w redukcję nierówności. Zwyciężyliśmy w nim w jednej z trzech kategorii, wyprzedzając nie tylko Niemcy czy Francję, ale i wszystkie kraje skandynawskie. Nie będzie chyba zaskoczeniem, że kategoria, w której jesteśmy mistrzami świata, nazywa się: wydatki socjalne.