Simone Tagliapietra: Co się kryje za planem Ursuli von der Leyen

Rachunek ekonomiczny głębszej dekarbonizacji jest kluczowy. Albo dekarbonizacja będzie gospodarczo skuteczna i społecznie akceptowalna, albo nie będzie jej wcale.

Publikacja: 28.09.2020 21:00

Simone Tagliapietra: Co się kryje za planem Ursuli von der Leyen

Foto: AFP

Podczas swojego pierwszego wystąpienia o stanie Unii przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen potwierdziła powszechnie oczekiwaną decyzję: podwyższenie unijnego celu klimatycznego na rok 2030 do „przynajmniej 55 procent" w porównaniu z rokiem 1990. To główny fundament flagowej propozycji Komisji – Europejskiego Zielonego Ładu.

Cel ten musi zostać zaakceptowany zarówno przez Parlament Europejski, jak i Radę Europejską, ale z tym nie powinno być problemów. Niektórzy eurodeputowani mogą nawet chcieć pójść jeszcze dalej i wyznaczyć cel na 65 proc. Mniej entuzjastycznie nastawione będą prawdopodobnie pewne kraje członkowskie i ich przywódcy zasiadający w Radzie Europejskiej, ale ostatecznie 55-proc. cel powinien uzyskać szybką akceptację.

Z punktu widzenia walki ze zmianami klimatycznymi jest to dobra wiadomość. Badania klimatyczne jasno wykazują, że osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 r. jest jedynym realistycznym sposobem na utrzymanie globalnego wzrostu temperatury poniżej 1,5 st. Celsjusza w porównaniu z epoką preindustrialną, a tym samym uchronienie naszej planety przed najbardziej dramatycznymi konsekwencjami zmian klimatycznych. Podniesienie unijnego celu klimatycznego z 40 do 55 proc. jest konieczne, by ich uniknąć.

Sygnał unijnej determinacji

Pięćdziesięciopięcioprocentowy cel będzie również stanowił czytelny sygnał dla graczy rynkowych, że UE nie zamierza zejść z obranej przez siebie drogi w polityce klimatycznej. To ważne z punktu widzenia kształtowania oczekiwań i wpływania na decyzje firm i inwestorów oraz wybory konsumentów.

Cel 55 proc. może mieć także pozytywne konsekwencje globalne. W 2021 r. sygnatariusze porozumienia paryskiego muszą zaprezentować na konferencji klimatycznej w Glasgow (COP26) zaktualizowane plany redukcji emisji na rok 2030 (narodowe plany redukcji emisji, zwane NDC).

Unia musi być jednak świadoma, że czeka ją długa podróż. I to być może po wyboistej drodze. UE będzie musiała wprowadzić mnóstwo nowych legislacji w obszarze klimatu i energii, by zyskać odpowiednie narzędzia do realizacji 55-proc. celu. Zreformować trzeba będzie system handlu uprawnieniami do emisji (ETS), wspólny wysiłek redukcyjny (ERS) dla emisji nieobjętych ETS oraz dyrektywę podatkową dla branży energetycznej.

Reforma ETS jest coraz częściej postrzegana jako sposób na zwiększenie przychodów, tak by UE mogła spłacić 750 mld euro, które pożyczy na swój fundusz odbudowy po pandemii.

Duże wyzwanie będzie również stanowić ograniczenie liczby pozwoleń ETS rozdawanych za darmo (to problem dla przemysłu), rozwiązanie kwestii transportu (włączenie go do ETS, a nie do narodowych systemów), to jak wykorzystać przychody z ETS (własne środki UE czy narodowe inwestycje ekologiczne i ograniczenie efektów dystrybucyjnych polityki klimatycznej) oraz zaprojektowanie funkcjonalnego mechanizmu korekty emisji transgranicznych.

Liczne przepisy do zmiany

Unijna legislacja dotycząca energii odnawialnej i wydajności energetycznej także będzie wymagała znaczącej reformy. Obecne cele UE na rok 2030 w tych kwestiach (odpowiednio 32-proc. udział w końcowej konsumpcji energii i 32,5-proc. wzrost w porównaniu z poziomem bazowym) przełoży się na ograniczenie emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. zaledwie o 45 proc.

UE musi znaleźć sposoby, by przy braku wiążących zobowiązań na poziomie krajowym jej państwa członkowskie zrealizowały ambitniejsze cele, oraz pobudzić inwestycje prywatne. Jednym z przykładów jest uproszczenie procedur dopuszczających dla producentów energii odnawialnych. Inne ważne obszary unijnej legislacji, w tym transport i rolnictwo, także będą musiały zostać zreformowane, by przyspieszyć dekarbonizację tych sektorów.

Szybki przegląd niezbędnych działań legislacyjnych, które musi podjąć UE, pokazuje, jak szerokim tematem będzie dekarbonizacja. By zrealizować niezbędne cele klimatyczne, dekarbonizacja będzie musiała dotknąć każdego aspektu naszych gospodarek. Co więcej, należy podkreślić, że kwestie te są od dawna dyskutowane i postęp w niektórych sprawach nie obędzie się bez gorących sporów.

Skutki gospodarcze podwyższenia celu

I wreszcie, prawdopodobnie najtrudniejszy punkt, czyli gospodarka. Przewodnicząca von der Leyen nazywa Europejski Zielony Ład „nową strategią wzrostu dla Europy". Komisja forsuje 55-proc. cel, sugerując, że ograniczenie emisji zdynamizuje wzrost gospodarczy w Europie i przyczyni się do tworzenia nowych miejsc pracy.

Jednak w rzeczywistości gospodarcze i społeczne skutki głębszej dekarbonizacji wciąż nie są znane. Nikt tak naprawdę nie wie, jak przekuć dekarbonizację w gospodarczą szansę dla Europy. Nie wiemy w istocie, jak w pełni zneutralizować nieuniknione efekty dystrybucyjne polityki klimatycznej.

Rachunek ekonomiczny głębszej dekarbonizacji jest w tym przypadku kluczowy, by proces ten mógł się rozwijać, bo dekarbonizacja będzie albo gospodarczo skuteczna i społecznie akceptowalna, albo nie będzie jej wcale. Jako globalny lider w walce z ociepleniem klimatu Europa jako pierwsza zetknie się z tymi wyzwaniami.

Stąd odpowiedzialność – ale również szansa – za stworzenie nowego modelu dla dekarbonizacji, opartego w szczególności na skutecznej ekologicznej polityce przemysłowej, funkcjonalnej i sprawiedliwej transformacji oraz systemie równości klimatycznej.

Simone Tagliapietra jest analitykiem w renomowanym think tanku Bruegel w Brukseli

Tłum. Tomasz Krzyżanowski

Podczas swojego pierwszego wystąpienia o stanie Unii przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen potwierdziła powszechnie oczekiwaną decyzję: podwyższenie unijnego celu klimatycznego na rok 2030 do „przynajmniej 55 procent" w porównaniu z rokiem 1990. To główny fundament flagowej propozycji Komisji – Europejskiego Zielonego Ładu.

Cel ten musi zostać zaakceptowany zarówno przez Parlament Europejski, jak i Radę Europejską, ale z tym nie powinno być problemów. Niektórzy eurodeputowani mogą nawet chcieć pójść jeszcze dalej i wyznaczyć cel na 65 proc. Mniej entuzjastycznie nastawione będą prawdopodobnie pewne kraje członkowskie i ich przywódcy zasiadający w Radzie Europejskiej, ale ostatecznie 55-proc. cel powinien uzyskać szybką akceptację.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację