Nie będzie frontalnego starcia z Brukselą o sądy, do czego zachęcał Zbigniew Ziobro. Przy rozwiązywaniu sporu o Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego głos będzie miała opcja umiarkowana. Przesądził o tym Jarosław Kaczyński, który przyznał, że jeżeli zniknie Izba Dyscyplinarna SN, zniknie też przedmiot sporu z UE.
Co zrobi zatem Prawo i Sprawiedliwość? Likwidując Izbę, zamknie sprawę wykonywania wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE. Retorycznie prezes PiS przedstawia to jako kolejny etap reformy sądów, w których system dyscyplinarny działał wadliwie, a nie uległość wobec Brukseli.
Na miejsce Izby powołany zostanie nowy, podobny twór albo też postępowania dyscyplinarne zostaną rozproszone, będą się nimi zajmować losowo wybrani na kadencje sędziowie SN. W ten sposób dojdzie do „wymieszania" przy orzekaniu nowych i starych sędziów. Utrudni to stawianie zarzutów, że system dyscyplinarny jest upolityczniony.
W ten sposób PiS tworzy sobie spore pole manewru. Nawet gdyby nowe przepisy znowu były sprzeczne z prawem unijnym, badanie ich przed TSUE będzie musiało zacząć się od nowa. Zajmie to nawet dwa lata.
Pytanie, czy PiS będzie chciał eskalować konflikt z Brukselą, czy raczej poszuka rozwiązań szybko wygaszających dotychczasowy spór. Jeżeli wybierze rozwiązania, które wypełniałyby wskazania Trybunału, konflikt może przez jakiś czas zostać zamrożony. Jeżeli natomiast wybierze drogę, w której reformując Izbę Dyscyplinarną, będzie ignorował wskazania TSUE, spór będzie trwał w najlepsze.