Nie dalej niż w maju nagłówki w serwisach informacyjnych alarmowały o fali powodziowej przetaczającej się przez Polskę. Teraz, ledwie dwa miesiące później, po wielkiej wodzie nie zostało śladu, nie licząc zniszczonych przez majową powódź domów i pól, w większej części kraju mamy teraz drugą klęskę. Tym razem suszy.

I jeśli nic nie zrobimy, by zatrzymać w Polsce wodę, czekają nas coraz bardziej dotkliwe powtórki z takich klęsk, zwłaszcza z tej drugiej. Nie zrobimy wiele, by wywołać latem więcej opadów, ale możemy się postarać, by to, co już spadło (albo wytopiło się ze śniegu), zatrzymać na dłużej. I nie patrzeć biernie, jak kolejne fale przetaczają się przez Polskę i giną gdzieś w Bałtyku.

Opracowany teraz przez rząd program poprawy retencji wody to nasza ostatnia deska ratunku. Nie można pozwolić, by uschła i rozpadła się z braku funduszy. Mam nadzieję, że pod programem podpiszą się wszystkie partie, bo problem naprawdę jest poważny, choć chyba większość z nas (w tym politycy) żyje w błogim przeświadczeniu, że wody nam wystarczy.

Wprawdzie ostatnio niemal każdego lata reportaże telewizyjne straszą nas przebitkami z wyschniętych pól z pustynną spękaną ziemią, ale przecież mamy Mazury, pojezierza, no i co rusz nas zalewa. Tymczasem eksperci od gospodarki wodnej jeszcze w latach 50. XX wieku (pamięta to moja mama) ostrzegali, że nasze zasoby wodne są na poziomie pustynnego Egiptu, gdzie też regularnie wylewa, i sporo poniżej poziomu Hiszpanii. Z tym że Hiszpanie już dawno oficjalnie przyznali, że mają kryzys wodny, i zabrali się do naprawy sytuacji, inwestując miliardy euro w setki zbiorników retencyjnych.

U nas też zatrzymanie wody nie będzie tanie i pewnie będzie kosztować więcej niż zaplanowane teraz 14 mld zł. Jednak tych pieniędzy nie może zabraknąć. To kwestia naszego bezpieczeństwa nie tylko żywnościowego, ale także energetycznego i demograficznego. Powstrzymanie kryzysu wodnego jest dla naszych dzieci – obecnych i przyszłych – nie mniej ważne niż program 500+, na który tylko w przyszłym roku mamy wydać 30 mld zł. Może warto tyle samo przeznaczyć do 2027 r. na retencję wody?