USA od dawna prowadzą wojnę handlową

Sprawiedliwy handel Donalda Trumpa to nie protekcjonizm – pisze ekonomista i amerykanista, członek rady nadzorczej PFR, Polonia Institute.

Publikacja: 26.06.2018 21:00

USA od dawna prowadzą wojnę handlową

Foto: Adobe Stock

Dążenie Donalda Trumpa do sprawiedliwego handlu (fair trade) jest ośmieszane i wyszydzane przez jego przeciwników. Oskarżany jest o protekcjonizm i izolacjonizm oraz dążenie do wojny handlowej ze wszystkimi, w tym z bliskimi sojusznikami. Tak też są oceniane cła nałożone na import stali i aluminium. W rzeczywistości jedną z głównych przyczyn rozbieżności poglądów jest różne rozumienie funkcjonowania podatkowego systemu VAT, który nie został przyjęty w USA, a jego rolę w bardzo ograniczonym stopniu pełni stanowy podatek od sprzedaży (sales tax).

Zdaniem republikańskiego prezydenta USA Donalda Trumpa i jego doradców gospodarczych dawno już nie ma handlu wolnego (free trade) skutecznie zakłócanego tysiącstronicowymi wielostronnymi umowami handlowymi, arbitralną polityką organizacji międzynarodowych regulujących handel oraz polityką handlową wielu państw wykorzystujących tak stworzoną strukturę do realizacji swoich celów, zwykle kosztem interesów gospodarki amerykańskiej.

Na wojennej ścieżce

Są to poglądy głoszone przez współtwórców przedwyborczego planu ekonomicznego Donalda Trumpa – profesora biznesu na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine (UCI) Petera Navarro i wybitnego prywatnego inwestora i przedsiębiorcę Wilbura Rossa. Dziś są najważniejszymi osobami w Białym Domu, odpowiedzialnymi za handel amerykański i reindustrializację gospodarki. Uważają oni, że sugerujący, iż polityka handlowa Trumpa roznieci wojnę handlową, ignorują fakt, że Stany Zjednoczone są już zaangażowane w wojnę handlową, w której Ameryka straciła już dziesiątki tysięcy fabryk, miliony miejsc pracy i miliardy dochodów podatkowych. Donald Trump postawi rząd w obronie interesów amerykańskich.

Celem nadrzędnym polityki gospodarczej prezydenta USA jest osiągnięcie i utrwalenie stopy wzrostu gospodarczego na poziomie 3–4 proc. (ekonomiści np. wspierający demokratów przyjęli, że nowy „normalny" poziom w XXI wieku jest na niższym biegu i wynosi tylko 1–2 proc. w skali roku) i to w sposób, który przełoży się na wzbogacenie się większości mieszkańców kraju i stworzenie 15 mln miejsc dobrze płatnej pracy (ten ambitny cel dotyczy raczej ewentualnych dwóch kadencji prezydentury, ale już osiągnięto rekordowo niską stopę bezrobocia).

Aby te ambitne cele osiągnąć, ekonomiczny plan Trumpa zawiera wiele systemowych elementów znanych z czasów prezydentury Ronalda Reagana (tzw. ekonomii podażowej popularnie zwanej Reaganomika), takich jak powszechne obniżenie stóp podatkowych i wydatków rządowych, deregulacja i solidny, stabilny dolar (sound money). Plan ten wzbogacony jest jednak dodatkowo o przemyślną politykę energetyczną i handlową, rewitalizację infrastruktury, a jako pochodną deregulacji i polityki energetycznej, o dużo luźniejszą politykę ochrony środowiska (m.in. dlatego USA opuszczają wielostronny paryski traktat klimatyczny).

Wysokie podatki, nieprzyjazne biznesowi regulacje, niekorzystne umowy handlowe skłaniały korporacje amerykańskie do przenoszenia produkcji przemysłowej za granicę, do krajów o niższych kosztach (tzw. offshoring). O ile w roku 1977 w USA w przemyśle zatrudnione było 22 proc. siły roboczej, o tyle w 2015 było to tylko 8 proc. Najbardziej technologicznie zaawansowani konkurenci (liderzy robotyki) nadal zatrudniają w przemyśle – Japonia 17 proc., a Niemcy 20 proc. siły roboczej. Produkują samochody, elektronikę, sprzęt biomedyczny, chemikalia, farmaceutyki, tabor kolejowy, drukarki 3D oraz robotykę. Zdaniem Trumpa i jego doradców Stany Zjednoczone staną się bardziej konkurencyjne w każdym z tych sektorów, jeśli sukcesywnie obniżone zostaną zbyt wysokie podatki, uproszczone obciążenia regulacyjne, zlikwidowane nieuczciwe praktyki handlowe zagranicznych partnerów, takie jak ich niedowartościowane waluty i dostępność nieuzasadnionych, a nawet nielegalnych subsydiów eksportowych.

Zaburzona wymiana handlowa przez podatek VAT

Ważnym obszarem reform gospodarczych Trumpa jest zmniejszenie deficytu handlowego w zakresie wymiany towarowej, który w roku 2015 wynosił ok. 800 mld dol. Na tę olbrzymią kwotę składały się głównie deficyty w handlu z Chinami i Niemcami oraz krajami sąsiadów, tj. Meksykiem i Kanadą (związanych z USA umową Północnoamerykańskiej Strefy Wolnego Handlu – NAFTA). Prezydent Trump oraz jego doradcy mają ugruntowany pogląd, że jedną z głównych przyczyn nierównowagi w handlu towarami jest podatek VAT. Ich zdaniem jest to kluczowa kwestia nierównego traktowania amerykańskiego systemu podatku dochodowego przez Światową Organizację Handlu (WTO – World Trade Organization) – podczas gdy Stany Zjednoczone działają przede wszystkim w systemie podatku dochodowego, wszyscy główni partnerzy handlowi Ameryki w dużej mierze polegają na systemie podatku od wartości dodanej VAT (value added tax, zwany czasem goods and services tax).

Koncepcja VAT wymyślona 100 lat temu w Niemczech (w 1918 roku przez Wilhelma von Siemensa) po raz pierwszy zastosowana była w ograniczonym stopniu we Francji w 1954 roku, wkrótce stała się podstawowym elementem harmonizacji gospodarczej w Unii Europejskiej. Dzisiaj VAT stosowany jest w 166 krajach (na 193) na świecie, z wyjątkiem USA i nielicznych państw na Karaibach i Pacyfiku. Stawki VAT wynoszą zwykle od 15 do 25 proc. Na przykład stawka VAT wynosi 25 proc. w Danii, 19 proc. w Niemczech, 18 proc. w Rosji, 17 proc. w Chinach i 16 proc. w Meksyku (w Polsce 23 proc.).

Zgodnie z zasadami WTO każda zagraniczna (tj. zlokalizowana poza USA) firma produkująca w tym kraju i eksportująca towary do Ameryki (lub gdzie indziej) otrzymuje rabat od podatku VAT, który został lokalnie zapłacony w kraju importera. Tym samym ten zwrot podatku zamienia VAT w ukrytą subwencję eksportowo-wywozową.

Jednocześnie VAT jest nakładany na wszystkie towary, które są importowane do tego kraju i tam konsumowane, tak więc produkt wywieziony z USA do kraju z podatkiem VAT podlega opodatkowaniu VAT. W ten sposób VAT staje się ukrytą taryfą (cłem) dla eksporterów amerykańskich ponad podatek dochodowy od osób prawnych, które muszą zapłacić w USA. Te zasady systemu VAT w handlu zagranicznym wykorzystano, tworząc karuzele podatkowe z VAT, czyli oszustwo podatkowe z tzw. znikającym pośrednikiem (missing trader fraud).

W ramach systemu WTO amerykańskie korporacje tracą trzykrotnie: zagraniczny eksport na rynek amerykański uzyskuje zwolnienie z podatku VAT (jest ukrycie subsydiowany), amerykański eksport na rynki zagraniczne musi zapłacić VAT (to ukryte cło), a eksporterzy z USA nie otrzymują ulgi od zapłaconego podatku dochodowego w USA.

W internecie łatwo znaleźć wyliczenia potwierdzające te tezy, czyli subsydiowanie przez rabat VAT eksportu do USA i wysokie cła w postaci naliczonego VAT na import z USA. Są jednak również konkurencyjne wyliczenia wskazujące, że w przypadku identycznej struktury i poziomu kosztów w produktach w USA i kraju z VAT system podatku VAT i podatku od sprzedaży (podatek stanowy naliczany na poziomie 6–8 proc. od konsumpcji) są arytmetycznie równoważne. Jest to jednak sytuacja idealistyczna, niemożliwa, aby wystąpiła, tj. aby poziomy cen i kosztów były identyczne. Co więcej, analiza oddziaływania podatków na gospodarkę to nie tylko proste rachunki arytmetyczne (przykładem krzywa Laffera), ale też złożona analiza ekonomiczna danych statystycznych dotyczących współzależnych dynamicznie zmiennych.

Szkodliwe przenoszenie produkcji

Zdaniem Trumpa i jego doradców praktycznym skutkiem nierównego traktowania przez WTO amerykańskiego systemu podatku dochodowego jest 15–25-proc. nieuczciwa przewaga podatkowa na rynku międzynarodowych transakcji na korzyść głównych partnerów handlowych USA. Dlatego korporacje amerykańskie przenosiły swoje fabryki za granicę i następnie eksportowały swoje produkty z powrotem do USA. Amerykańskie filie zlokalizowane za granicą uzyskiwały korzyści z VAT od eksportu z powrotem do USA. Taki eksport do Ameryki z (offshored) zakładu produkcyjnego zwiększa deficyt handlowy USA, a (offshored) inwestycja kapitałowa również zmniejsza wzrost PKB w USA.

Fakt, że zasady WTO są krzywdzące dla USA, są trudne do podważenia. Świadczy o tym chroniczny deficyt w handlu z głównymi partnerami. Deficyty handlowe byłyby zjawiskami krótkotrwałymi, niwelowanymi przez spadek wartości dolara, w konsekwencji wzrost amerykańskiego tańszego eksportu i spadek droższego importu do USA. Nic takiego się nie dzieje, m.in. w wyniku manipulacji kursami np. poprzez Chiny i Niemcy (w ramach waluty euro). Chiny sztucznie utrzymują niedowartościowany kurs juana, a Niemcy korzystają z uśrednionego kursu euro, który jest niedowartościowany w stosunku siły konkurencyjnej gospodarki Niemiec, a który jest przewartościowany dla słabszych gospodarek, np. Włoch, a w jeszcze większym stopniu Grecji.

Taryfa batem na nieuczciwość

Donald Trump rozumie, że jedynym sposobem na korektę tego niesprawiedliwego traktowania podatkowego jest wykorzystanie przez USA swojej pozycji największej gospodarki, konsumenta i importera na świecie, aby wywrzeć presję na WTO w celu zmiany tego nierównego traktowania. Bez Stanów Zjednoczonych jako członka WTO nie będzie miało większego sensu.

Administracja Trumpa zaczęła stosować pierwsze dostępne środki do obrony amerykańskich pracowników i zakładów produkcyjnych. Są to taryfy celne na importowaną stal (25 proc.) i aluminium (15 proc.). Nałożenie ceł na import towarów z Chin o wartości 50 mld dol. podbiło stawkę. Po reakcji Chin szykują się kolejne cła na towary o wartości kolejnych 200 mld dol.

Taryfy są i będą wykorzystywane nie jako cel ostateczny i trwały, ale raczej jako narzędzie negocjacyjne, aby zachęcić partnerów handlowych do zaprzestania stosowania nieuczciwych praktyk i oszukiwania. Jeśli jednak takie praktyki się nie skończą, Trump narzuci odpowiednie taryfy obronne na te i inne towary, aby wyrównać szanse we wzajemnym handlu.

Podsumowując, warto zauważyć jedną niedocenianą cechę polityki Trumpa. O ile w polityce międzynarodowej i wewnętrznej Trump jest zdolny do szybkiego dostosowania się do zmieniających się warunków i szans, czyli jest wyjątkowo elastyczny w działaniu – dla niektórych nieprzewidywalny, o tyle w przypadku jego polityki i przekonań gospodarczych jest wyjątkowo konsekwentny i stały, nie zmienia swojego zdania, co najwyżej nieznacznie dostosowuje się do oporu materii, jak np. w przypadku rozwodnienia jego reformy podatkowej – aby ją przeforsować, zgodził się na pewne ustępstwa. Wycofał się z TPP (Trans Pacific Partnership), tak jak zapowiadał w kampanii wyborczej, zamroził negocjacje TTIP (Transatlantic Tade and Investment Partnership) z Unią Europejską, renegocjuje NAFTA (North American Free Trade Agreement), możliwe, że zostanie zastąpiona osobnymi umowami z Kanadą i Meksykiem. W „wojnie handlowej" Trump wydaje się bardziej zdeterminowany, aby osiągnąć swój cel, a atuty ma mocne, na razie niedoceniane przez przywódców głównych partnerów handlowych w G7, jak Emmanuel Macron, Justin Trudeau lub Angela Merkel.

Dążenie Donalda Trumpa do sprawiedliwego handlu (fair trade) jest ośmieszane i wyszydzane przez jego przeciwników. Oskarżany jest o protekcjonizm i izolacjonizm oraz dążenie do wojny handlowej ze wszystkimi, w tym z bliskimi sojusznikami. Tak też są oceniane cła nałożone na import stali i aluminium. W rzeczywistości jedną z głównych przyczyn rozbieżności poglądów jest różne rozumienie funkcjonowania podatkowego systemu VAT, który nie został przyjęty w USA, a jego rolę w bardzo ograniczonym stopniu pełni stanowy podatek od sprzedaży (sales tax).

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację