Francja - nieunikniony sojusznik

W Warszawie, obok ronda swojego imienia, stoi pomnik gen. de Gaulle’a. Prezydent-generał kroczy energicznie jakby chciał powiedzieć: Polacy, chodźmy razem. Za plecami zostawia gmaszy-sko byłej partii komunistycznej.

Publikacja: 16.05.2018 17:46

Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej

Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Polskę i Francję od wieków łączą ścisłe więzi. Nasze elity mówiły po francusku i chętnie oglądały się na Paryż. Adam Mickiewicz obruszał się nawet, że „co Francuz wymyśli, to Polak polubi" i była to tyleż przygana, co obserwacja. Nie wynikało to wyłącznie z fascynacji, lecz przede wszystkim z twardych, niezmiennych wymogów geopolityki. Francja zawsze potrzebowała sojusznika między Niemcami a Rosją, zaś Polska – mocnego przyjaciela na niemieckiej flance. Tak było od zawsze i tak jest obecnie.

Z medialnego zgiełku wyłania się wizja obecnych relacji polsko-francuskich targanych konfliktami. Fakt – ostatnio drogi się nieco rozeszły. Francuzi mają pretensje do Polski o złe rozegranie sprawy śmigłowców Caracal. Koncern Airbus, producent śmigłowców, zapowiedział, że pozwie państwo polskie o odszkodowanie za zerwanie rozmów. Podniosło się larum, że oto oburzona Francja znowu nas chce stawiać do kąta. Jednak sprawy nie do końca mają się tak, jak się wydaje. Sęk w tym, że Airbus to nie jest Francja tylko... koncern międzynarodowy kontrolowany przez Niemców. Do rządu Francji należy jedynie 11 proc. akcji koncernu, zaś to nasi sąsiedzi zza Odry zajmują kierownicze stanowiska, szczególnie po reorganizacji przeprowadzonej przez niemieckiego prezesa Airbusa Thomasa Endersa. To ciekawa postać. Zdarza mu się zabierać głos w sprawach odległych od piastowanej funkcji, na przykład, gdy przestrzega przed eurosceptyczną partią Alternatywa dla Niemiec (AfD), gdyż ta „stoi w w prawie absurdalnej opozycji do wszystkiego, co jest ważne dla Airbusa: Europy, nowoczesności, cyfryzacji, globalnej mobilności, ponadnarodowego charakteru, Euro, multikulturowości". Zaskakujące słowa, tym bardziej, że cele ideologiczne bardzo rzadko są zbieżne z biznesowymi.

Niemiecki Airbus wbija nam szpilę, a odium spada na Francję. To bardzo wygodne w sytuacji, gdy Francja z niepokojem patrzy na gospodarczą hegemonię Niemiec oraz gdy Berlin egoistycznie łamie zasady solidarności w polityce energetycznej poprzez gazowy pakt z Rosją. To również bardzo na rękę Niemcom konkurującym z Francją na polskim rynku. Także na rynku bezpieczeństwa.

Papierkiem lakmusowym relacji w Trójkącie Weimarskim jest program zakupu przez Polskę okrętów podwodnych, gdzie do wyścigu stanęły Niemcy, Francja i Szwecja. Oferta francuskiej Naval Group jako jedyna zawierała sprawny (niemieckie U-booty są ciągle trapione awariami zaś szwedzki projekt istnieje na papierze), supernowoczesny i wyposażony w rakiety manewrujące okręt. Niedawno doszło do lekkiego spięcia Paryża z Berlinem, gdy się okazało, że niemiecki oferent kusił Polskę możliwością integracji francuskiej rakiety z niemieckim okrętem.

- Nie ma mowy, aby transfer kluczowej francuskiej technologii był oferowany na platformie innej, niż francuska – odparł stanowczo Paryż jednoznacznie komunikując, że tylko jego oferta jest kompletna oraz powiązana z transferem strategicznego know-how dla Polski.

Nawiasem mówiąc, Francja zademonstrowała ostatnio możliwości swej techniki morskiej, wykonując atak rakietowy w Syrii za pomocą najnowszych pocisków manewrujących MdCN odpalanych z morza. Paryż złamał monopol Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii używających rakiet Tomahawk, oraz Rosji z jej pociskami Kalibr. Do tego elitarnego klubu mogłaby dołączyć także Polska, gdyby przyjęła francuską ofertę. Odkąd leży ona na stole, dialog międzypaństwowy może liczyć na nowe otwarcie, a Caracale mają szanse pójść w niepamięć.

Warto więc sobie uzmysłowić, że Francja to nie tylko elegancja. To także - zakładając skuteczny Brexit - druga gospodarka w UE, a piąta na świecie, niewiele mniejsza od niemieckiej, a ponad pięciokrotnie większa od polskiej. Republika dysponuje największą armią w UE (w tym największą flotą w Europie zachodniej) i jedynym na Zachodzie niezależnych parasolem atomowym. Francja to supersprawna agencja DGA (Direction générale de l'armement), która powinna stanowić wzór dla naszej nowej Agencji ds. Uzbrojenia MON. Francja to w końcu odwieczny sojusznik Polski, o czym zapominamy, wciąż wracając do katastrofalnych błędów roku 1939, a przecież gdyby nie błękitna Armia Hallera przysłana z Francji w 1918 r., to raczej nie świętowalibyśmy dziś stulecia Niepodległości. A gdyby nie francuskie kredyty, być może nie byłoby dziś Gdyni.

Na schłodzeniu stosunków tracą zarówno Paryż i Warszawa a zawsze zyskuje ktoś inny. Relacja z Niemcami opiera się głównie na logistyce od poddostawcy do producenta i pretensjach związanych z preferowanym modelem polityki imigracyjnej. Odkąd Wielka Brytania zajęła pozycje outsidera, tylko zbliżenie z Francją może dać nam jakąkolwiek pozycję w negocjacjach z Komisją Europejską w sprawie budżetu UE.

Spójrzmy trzeźwo na historię: Polskę i Francję od zawsze więcej łączyło niż dzieliło. Klucz do obudowy relacji pozostaje również w naszych rękach.

Polskę i Francję od wieków łączą ścisłe więzi. Nasze elity mówiły po francusku i chętnie oglądały się na Paryż. Adam Mickiewicz obruszał się nawet, że „co Francuz wymyśli, to Polak polubi" i była to tyleż przygana, co obserwacja. Nie wynikało to wyłącznie z fascynacji, lecz przede wszystkim z twardych, niezmiennych wymogów geopolityki. Francja zawsze potrzebowała sojusznika między Niemcami a Rosją, zaś Polska – mocnego przyjaciela na niemieckiej flance. Tak było od zawsze i tak jest obecnie.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację