Teraz jednak, żeby przywrócić swemu krajowi gospodarczą świetność, musi być długodystansowcem wygrywającym biegi z przeszkodami.

Pierwsza przeszkoda już w czerwcu – wybory parlamentarne. Wątpliwe, by jego świeżej daty ugrupowanie En Marche! zdobyło większość w Zgromadzeniu Narodowym. Ale nawet jeśli tak się stanie, to Macronowi będzie trudno wyprowadzić Francję z gospodarczego letargu. Bez głębokich reform rynku pracy nie uda mu się zmniejszyć stopy bezrobocia z 10 proc. do obiecanych 7 proc. Obecnie jest ona dwa razy większa niż w Polsce i 2,5-krotnie wyższa niż w Niemczech. A to dlatego, że koszty pracy sięgają nad Sekwaną 36 euro za godzinę i są o jedną dziesiątą wyższe niż w Niemczech, a niemal czterokrotnie – niż w Polsce. Właśnie dlatego Whirlpool przenosi produkcję z rodzinnego miasta Macrona – Amiens – pod Łódź.

Gospodarkę Francji pęta grubszy niż Biblia 1500-stronicowy kodeks pracy. Macron, w obawie przed gniewem związków, raczej go nie zmieni. Tak samo jak 35-godzinnego tygodnia pracy, jednego z najkrótszych w Europie. Na razie obiecuje przedsiębiorcom więcej swobody w rozliczaniu czasu pracy. Chce ściąć podatek dla firm z 33 do 25 proc., co poprawi ich kondycję w porównaniu z firmami niemieckimi (łączna stawka 30–33 proc.), zrówna z hiszpańskimi (25 proc.), ale nie polskimi (19 proc.) czy zarejestrowanymi w Irlandii (12,5 proc.).

Macron planuje ścięcie wydatków państwa o 60 mld euro rocznie poprzez m.in. stopniowe zmniejszanie armii urzędników. Ku ukontentowaniu Berlina obiecuje trzymać deficyt budżetowy w 3-proc. limicie, a ku radości rodaków – ograniczyć podatki od nieruchomości. Ale to wszystko za mało, by szybko zmniejszyć rozdęty udział państwa w gospodarce (57 proc. PKB to najwięcej w krajach OECD). Na dodatek sięgający 120 proc. PKB dług publiczny (w Niemczech 78 proc.) jest jak kamień młyński u szyi francuskiej gospodarki.

Z polskiego punktu widzenia wybór Marcona to wiadomość dobra, bo to polityk prounijny, w przeciwieństwie do Marine Le Pen. A i po części zła, bo jako minister gospodarki walczył z konkurencją pracowników delegowanych z naszej części Europy, wymuszając stosowanie francuskiej płacy minimalnej. Niestety, taka polityka może upowszechnić się w całej UE.