Michał Góra: Zakaz przemieszczania. Czy za kręcenie się bez celu po własnym mieszkaniu grozi kara?

Aktualizacja: 07.04.2020 06:22 Publikacja: 06.04.2020 18:03

Michał Góra: Zakaz przemieszczania. Czy za kręcenie się bez celu po własnym mieszkaniu grozi kara?

Foto: Adobe Stock

Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł pt. "Czy sankcje za naruszenie ograniczeń podczas epidemii są legalne" (A, Cebera, J. G. Firlus, źródło: Rzeczpospolita). Autorzy stawiają kilka tez, które - moim zdaniem - z jednej strony wynikają z przyjęcia założeń przestarzałego już nurtu, jakim jest pozytywizm prawniczy, a z drugiej strony są przejawem akceptacji nowszej, ale równie niebezpiecznej tendencji, to jest tzw. administratywizacji prawa.

Po pierwsze, pozytywizm to kierunek myśli prawniczej, który powstał na potrzeby skądinąd liberalnych realiów XIX-wiecznych demokracji zachodnich. Jego motywem przewodnim było to, że prawem jest tylko poparty przymusem przejaw woli organu władzy państwowej. Innymi słowy, dla pozytywistów "prawo równa się przymus".

Pozytywizm skompromitował się jednak, najpierw po zakończeniu II Wojny Światowej, a następnie po tym, jak już "widmo komunizmu" okrążyło całą Europę wschodnią.

Okazuje się bowiem, że nie zawsze to, co napisze w ustawie lub rozporządzeniu władza uznawana za legalną na danym terytorium, jest sprawiedliwe i warte przestrzegania. Nie zawsze coś, co przypomina prawo, jest po prostu prawem. Kwestii tej dotyczy tzw. Formuła Radbrucha, która pozwala na odmowę przestrzegania prawa skrajnie niesprawiedliwego (lex iniustissima non est lex), a warta wspomnienia jest także koncepcja tzw. obywatelskiego nieposłuszeństwa.

Z wywodu autorów, z którymi niniejszym polemizuje, wynika jednak, że jako obywatele jesteśmy zobowiązani do bezwględnego przestrzegania wszelkich nadzwyczajnych przepisów, jakie wprowadziła ostatnio władza w celu zwalczania epidemii COVID-19, dopóki ich nielegalność nie zostanie stwierdzona przez Trybunał Konstytucyjny. Nie da się zatem wyciągnąć innego wniosku, jak ten, że powinniśmy na przykład przestrzegać prawa, które pozwalałoby Policji strzelać bez ostrzeżenia do każdego, kto opuści dom w innym celu niż podróż do zakładu pracy (na Filipinach już podobno wpadli na taki pomysł). Skoro cel uświęca środki i nie mamy prawa sami oceniać zgodności prawa z aktami wyższego rzędu albo rudymentarnym poczuciem sprawiedliwości, to nie mamy. A jeśli może jednak mamy takie prawo, to gdzie leży granica, za którą to nie my, lecz Państwo jest bandytą nadużywającym przymusu?

Ten przykład ze strzelaniem nie jest zresztą tylko argumentacją ad absurdum. Z treści § 5 rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 31 marca 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii (Dz.U. 2020 poz. 566) wynika, że w okresie od dnia 1 kwietnia 2020 r. do dnia 11 kwietnia 2020 r. zakazuje się na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej przemieszczania się osób przebywających na tym obszarze. Jest to ogólna zasada, od której przewidziano wyjątki, skorelowane z celem przemieszczania się. Ustawa ani rozporządzenie nie definiują "przemieszczania się", ale z kontekstu wynika, że pojęcie to rozumiane jest w możliwie najszerszym znaczeniu. Niemniej, żaden z tych wyjątków nie wyłącza generalnie zakazu przemieszczania się po terenie własnej posesji lub mieszkania, a nasze domy przecież też są częścią terytorium (obszaru) Rzeczypospolitej. Tym samym, w świetle ukochanej przez pozytywistów, literalnej wykładni przepisów rozporządzenia, również po własnym mieszkaniu powinniśmy poruszać się w tylko w celach określonych w rozporządzeniu: zawodowych, niezbędnych życiowo itd., a za naruszenie tych reguł grozi nam kara administracyjna. Możliwość zastosowania takiej interpretacji wynika oczywiście z przekroczenia granic upoważnienia ustawowego i błędów legislacyjnych (redakcyjnych). Rada Ministrów miała bowiem prawo ograniczyć tylko jasno określone sposoby przemieszczania się, a nie ogólnie zakazać przemieszczania się i dopuścić kilka wyjątków. W takim wypadku byłoby wiadomo, czego nie wolno, bo wszystko inne byłoby dozwolone. Powstaje pytanie, jeśli Policja może ukarać amatora biegów za samotny jogging po miejskim chodniku, to kto ukarze członków Rady Ministrów za tak istotne naruszenie zakresu delegacji ustawowej (Quis custodiet ipsos custodes)?

Po drugie, tym nowszym zjawiskiem, o którym wspomniałem, jest tzw. administratywizacja prawa. Przejawem administratywizacji jest np. regulowanie stosunków społecznych technicznymi rozporządzeniami rządowymi, w miejsce bardziej ramowych ustaw parlamentu. Cytowani przeze mnie autorzy bez emocji stwierdzają, że od kilkunastu lat następuje stopniowe przekształcanie wykroczeń w czyny zagrożone pieniężnymi karami administracyjnymi. Gdyby to jeszcze była prawda - najczęściej bowiem dany czyn jest podwójnie, a nawet potrójnie karany, mianowicie jako wykroczenie albo przestępstwo, a nadto jeszcze jako delikt administracyjny. Nota bene, zakusów do podwójnego karania obywateli w czasie epidemii już można upatrywać, ponieważ Policja z jednej strony straszy mandatami za naruszenie przepisów porządkowych, a z drugiej strony właśnie karami pieniężnymi, nakładanymi przez służby sanitarne w trybie natychmiast wykonalnych decyzji administracyjnych.

Na koniec warto powiedzieć, że przy okazji zagrożenia związanego z koronawirusem, zadzwonił łańcuchami i odezwał się jeszcze trzeci duch. Mowa o fenomenie uchwalania prawa tymczasowego lub tylko na potrzeby rozwiązania konkretnego problemu (słynnym przykładem było tzw. Lex FOZZ). Chodzi o to, że skoro od dawna obowiązuje ustawa o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, a nadto konstytucja przewiduje stany nadzwyczajne, to po co w ogóle uchwalać jakieś "specustawy"? Czy koronawirus wywołał epidemię jakiejś nietypowej choroby, na przykład jest przenoszony przez przybyszów z kosmosu i zabija natychmiast 1/3 populacji? Nie, to patogen przenoszony drogą kropelkową, a infekcji unika się poprzez dbałość o higienę i unikanie skupisk ludzi. Jakkolwiek sama epidemia (pandemia) jest zjawiskiem nadzwyczajnym, to bardziej typowej epidemii nie mógłbym sobie wyobrazić. Jeśli coś trzeba było uregulować w specustawie, to tego akurat nie zrobiono. Powinno się powołać specjalne sekcje sądowe do pilnego rozpoznawania odwołań obywateli od stosowanych środków, radykalnie naruszających ich podstawowe prawa i wolności w dobie epidemii. O tym oczywiście zapomniano i nikogo to już nie dziwi, co stwierdzam ze smutkiem.

Michał Góra, radca prawny

Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł pt. "Czy sankcje za naruszenie ograniczeń podczas epidemii są legalne" (A, Cebera, J. G. Firlus, źródło: Rzeczpospolita). Autorzy stawiają kilka tez, które - moim zdaniem - z jednej strony wynikają z przyjęcia założeń przestarzałego już nurtu, jakim jest pozytywizm prawniczy, a z drugiej strony są przejawem akceptacji nowszej, ale równie niebezpiecznej tendencji, to jest tzw. administratywizacji prawa.

Po pierwsze, pozytywizm to kierunek myśli prawniczej, który powstał na potrzeby skądinąd liberalnych realiów XIX-wiecznych demokracji zachodnich. Jego motywem przewodnim było to, że prawem jest tylko poparty przymusem przejaw woli organu władzy państwowej. Innymi słowy, dla pozytywistów "prawo równa się przymus".

Pozostało 88% artykułu
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie