Pokryzysowe komplikacje oznaczają dla światowej gospodarki wiele zwrotów akcji w krótkich interwałach. Źródeł niepewności i ryzyk nie ubywa. Potwierdzeniem jest ostra zmiana kursu w politykach monetarnych głównych banków centralnych. W kilka miesięcy od realizowanej lub zapowiadanej normalizacji przeszły do wyczekiwania, a nawet ponownej ekspansji. Prognozy globalnego spowolnienia są obecnie konsensem rynkowym. Szybko przy tym przybywa przewidywań recesji w latach 2020–2021.
Czy takie obawy są uzasadnione? Czy można coś wnosić z zachowań podmiotów na globalnym rynku finansowym, który przy tak wielkiej niepewności może być przecież przewrażliwiony? Rzućmy okiem na kilka najbardziej typowych dziś procesów zachodzących na rynku inwestycyjnym i w sferze realnej w regionach kluczowych dla światowej gospodarki.
Cykl nie umiera ze starości, ale...
W USA mamy inwersję krzywej dochodowości. Rentowności trzymiesięcznych bonów skarbowych uplasowały się powyżej 10-latek po raz pierwszy od 2007 r. Oznacza to, że rynek obligacji obawia się recesji i spadku stóp procentowych. Czy to przereagowanie? Niekoniecznie. Recesja może faktycznie nadciągać. Problem w tym, że odwrócona krzywa nie powie nam, kiedy dokładnie. Z wieloletnich obserwacji wynika, że inwersja poprzedza recesję średnio o 18 miesięcy. I to prawdopodobnie tłumaczy, że rynek akcji nie panikuje. Wręcz przeciwnie, indeksy pną się w górę, choć prawdopodobieństwo znacznego spowolnienia gospodarki rośnie. Trzy czwarte ekonomistów biznesowych ankietowanych w USA obawia się, że może być gorzej, niż do tej pory prognozowali, a połowa zdążyła już obniżyć prognozy na ten rok. Gospodarka amerykańska rosła w ub.r. w tempie 4,2 proc. w II kw., 3,4 proc. w III kw. i po niedawnej rewizji danych 2,2 proc. w IV kw. (poprzednio 2,6 proc.). Departament Handlu obniżył wynik całoroczny w 2018 r. z 3,1 do 3,0 proc.
Obawy przed recesją, która może ogarnąć USA już w 2020 r., biorą się nie tylko z bieżących odczytów PKB, które wskazują na wyhamowanie dynamiki wzrostu po wygaśnięciu impulsów fiskalnych zaaplikowanych gospodarce w 2018. W wielu analizach podkreśla się niebywałą długość obecnego cyklu koniunkturalnego. Od II wojny światowej przeciętna długość wzrostowej fazy cyklu wynosiła 58 miesięcy. Cykl dłuższy niż 106 miesięcy odnotowano w latach 1961–1969. Rekordowy cykl 120-miesięcznego nieprzerwanego wzrostu gospodarki przypadł zaś na lata 1991–2001.
Oba te cykle nie zakończyły się zbyt dobrze. W latach 60. zaowocowały 13-proc. inflacją, w 90. – najgłębszym od wielkiej depresji kryzysem 2007–2009. Jeśli obecny cykl wzrostowy potrwa do czerwca, to pobity zostanie rekord długości nieprzerwanego wzrostu. Przy takich doświadczeniach z przeszłości musi to budzić niepokój, nawet mimo rozpowszechnionego wśród analityków powiedzonka, że żaden cykl nie umiera ze starości.