Czesław Bielecki: Dekalog lustracji

Po 30 latach lustracji nie trzeba już szukać trupów w szafach – wszystko jest jasne. Deklaracji żądajmy od tych, którzy chcą nami rządzić.

Aktualizacja: 25.02.2019 19:39 Publikacja: 25.02.2019 19:00

Czesław Bielecki: Dekalog lustracji

Foto: Fotorzepa, Jakub Ostałowski

Na rok przed stuleciem odzyskania niepodległości 12 listopada 2017 roku bohater mojej młodości i mój rówieśnik, Mirosław Chojecki, odwołał się od decyzji prezesa IPN pozbawiających go praw kombatanckich. Prezes Jarosław Szarek odmówił Chojeckiemu potwierdzenia, że spełnia ustawowe warunki, aby być uznanym za działacza opozycji antykomunistycznej oraz osobę represjonowaną z powodów politycznych. Co więcej, w Biuletynie IPN można było przeczytać długi i pokrętny artykuł uzasadniający tę decyzję.

Będąc zwolennikiem lustracji, trudno milczeć, gdy po raz kolejny doprowadzana jest do absurdu. Bogini sprawiedliwości Temida ma przepaskę na oczach, aby nie być stronnicza i trzyma w ręku wagę. Ale nie powinna być ślepa ani zaślepiona, czytając dokumenty znalezione w archiwach Służby Bezpieczeństwa. Otóż na jednej szali wagi IPN znajduje się 18 tysięcy stron w 170 tomach dokumentacji SB na temat niepodległościowych działań Mirosława Chojeckiego w latach 1976–1981. Na drugiej zaś szali leży oświadczenie następującej treści: „Ja niżej podpisany zobowiązuję się zachować w tajemnicy kontakt z pracownikami kontrwywiadu PRL oraz tematykę prowadzonych rozmów. Ponadto będę informował o faktach szkodliwych dla PRL w pracy kontrwywiadowczej". Ta jedna kartka ma być bezdyskusyjnym dowodem w sprawie. Tym, który przeważył szalę, mimo że Mirosław Chojecki, wówczas pracownik Instytutu Badań Jądrowych, ujawnił fakt podpisania tego oświadczenia i namowach do współpracy przez ppor. Skoczylasa. Ta informacja ukazała się w komunikacie nr 3 Komitetu Obrony Robotników z 30 października 1976 roku. Chojecki był współpracownikiem KOR niosącym pomoc represjonowanym. Wkrótce został członkiem komitetu. Fakt, że jedno podpisane oświadczenie spowodowało, że przesłuchujący założył teczkę tajnego współpracownika w 41 lat później wystarcza prezesowi IPN i jego archiwistom, aby uznać, że nic nie może zrobić w tej sprawie, choć żadnych dowodów współpracy z reżimem wśród 18 tysięcy stron rejestrujących działalność Mirosława Chojeckiego IPN nie znalazł.

Przypomnijmy o kim mowa: współzałożyciel Niezależnej Oficyny Wydawniczej, emigrant wspomagający podziemną Solidarność z Paryża, twórca „Kontaktu" – można by tak długo. Aresztowania, pobicia, rewizje i zatrzymania nie przekonały od roku prezesa IPN, że „współpraca" zawarta w jednym zdaniu oświadczenia nigdy nie została zmaterializowana. Wyczerpuje to moją definicję nieprawości naszego życia państwowego. Urzędnicy grają rolę sędziów, a sędziowie zachowują się jak urzędnicy. W jednym szeregu z Mirosławem Chojeckim odbieraliśmy z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyże Komandorskie Orderu Polonia Restituta.

Dziesięć prostych przykazań

Skoro w 100-lecie odzyskania niepodległości prezydent Andrzej Duda nie zdobył się na zamknięcie epoki rozliczeń, postanowiłem w obronie racji mojego pokolenia ogłosić własny dekalog lustracji. Nie zaprzecza on żadnym wartościom bliskim zwolennikom dekomunizacji, ale ma przybliżyć je do rzeczywistości, nie zamazując podziałów na dobro i zło. Oto moje dziesięć prostych przykazań:

Pierwsze: nie można budować demokratycznej, wolnej, niepodległej, praworządnej Polski na donosicielstwie i to w złej sprawie. Jeśli były jezuita Tomasz Turowski, który rozpracowywał Kościół katolicki od wewnątrz, w wolnej Polsce zostaje ministrem pełnomocnym w ambasadzie RP w Moskwie, to tak, jakbyśmy nie zrozumieli źródeł upadku I Rzeczypospolitej.

Drugie: nie myl funkcjonariusza z pozyskanym agentem czy donosicielem w naszych szeregach. Marek Kotarski był funkcjonariuszem, który założył wydawnictwo RYTM, aby wniknąć do solidarnościowego podziemia. Sławomir Miastowski był funkcjonariuszem, który rozpracowywał robotnicze organizacje związkowe. Natomiast ks. Michał Czajkowski był upadłym duchownym, który donosił SB także na błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszkę. Ci pierwsi byli odważni w podłych sprawach, ale ryzykowali. Michał Czajkowski okazał się upadłym moralistą.

Trzecie: dokumenty bezpieki zasadniczo nie kłamią, ale trzeba umieć je czytać, znać ich biurokratyczny język i kontekst historyczny. Moją łączniczką w podziemiu była urzędniczka ministerialna, która podpisała „lojalkę". Nie straciła dzięki temu pracy i tym pewniej mogła służyć w konspiracji. Boję się, co stałoby się, gdyby IPN znalazł ten świstek papieru.

Czwarte: można uznać, że ktoś podniósł się z chwilowego upadku, gdy się do niego przyznał i stanął w prawdzie. Ale nie, jeśli ambicja i kłamstwo pchnęły go do roli agenta-prowokatora. Tę rolę wybrał Lesław Maleszka. Ale zachowajmy proporcje: mimo małości i pychy Lecha Wałęsy nie jest on tylko „Bolkiem", choć pomniejsza to, co osiągnął jako przywódca Solidarności. Podobnie Zdzisława Najdera, współtwórcy Polskiego Porozumienia Niepodległościowego, a później szefa doradców premiera Jana Olszewskiego, nie da się zredukować do „Zapalniczki", który podpisał „kwity" SB.

Piąte: najlepiej zlustrować może każdy sam siebie, przecież wie, jak żył i co robił. Warto pamiętać, że prawdziwy agent do końca zaprzecza, że jest kimś innym. Byłem świadkiem w procesie IPN w sprawie osoby, której w ogóle nie pamiętałem. Dowiedziałem się, że zażądała autolustracji. Cóż, jej donos na mnie był tak precyzyjny, że przypomniał mi fakty. Bez żadnych emocji w stosunku do człowieka, którego nie rozpoznałem na fotografii, mogłem potwierdzić, że był donosicielem.

Szóste: autentycznego i wielkiego ruchu Solidarności nie zmanipulowali donosiciele w naszych szeregach ani funkcjonariusze reżimu. Na to byli już za słabi. Nie spisek agentów, lecz małość i ambicje polityków naszej, opozycyjnej strony powodowały, że bali się solidarności społeczeństwa obywatelskiego. To dlatego nie odrzucili kontraktu Okrągłego Stołu, gdy w styczniu 1990 roku Polska Zjednoczona Partia Robotnicza sama się rozwiązała i znikł partner z Magdalenki.

Siódme: nikt nie broni dawnym grzesznikom robić karier i pieniędzy. Ale służba publiczna – państwu i społeczeństwu – zakłada lojalność i wierność sprawie. Koniunkturalizm i oportunizm jest wystarczającym zagrożeniem, szczególnie w dzisiejszym młodym pokoleniu. Nie dodawajmy do niego przyzwolenia na delatorstwo i serwilizm wobec wewnętrznych i zewnętrznych wrogów wolności.

Ósme: nie wierzmy słowom, deklaracjom, dawnym przyjaźniom, lecz udokumentowanym faktom. I nie wyrywajmy ich z kontekstu. W czasach stalinowskich milczenie i nieobecność mogły być aktem odwagi. W mojej młodości były już tylko obojętnością, asekuranctwem lub tchórzostwem.

Dziewiąte: gdy po Październiku '56 zakłócona została równowaga strachu i terroru – odwaga staniała a rozum podrożał, jak to podsumował Artur Sandauer. Znałem w moim pokoleniu wielu niezłomnych, którzy tak bardzo byli przeciw systemowi, że uważali, że już nic nie muszą robić. Łatwo jest być niezłomnym w przeszłości lub w przyszłości. Gorzej – tu i teraz.

Dziesiąte: po 30 latach lustracji nie trzeba już szukać trupów w szafach – wszystko jest jasne. Deklaracji żądajmy od tych, którzy chcą nami rządzić. Szczególnie gdy zabrakło im kiedyś odwagi, żeby wyobrazić sobie wolność i niepodległość. Dlatego Andrzej Przyłębski, pseudonim Wolfgang, nie jest dobrym partnerem dialogu polsko-niemieckiego po upadku muru berlińskiego. Natomiast młodzieńcze potknięcie profesora Aleksandra Wolszczana nie przeszkodziło mu odkryć potem nowej planety i szukać następnych.

Historia sama nas zlustrowała

Komunikat Komitetu Obrony Robotników nr 3 z 30 października 1976 roku zawiera rozdział „Represje w związku z akcją pomocy robotnikom i działania urzędowe przeciw komitetowi". Dzisiejsze pokolenie, które nie przeszło jeszcze swojego egzaminu odwagi i niezłomności z tym większą uwagą powinno przeczytać poniższy akapit.

„Jak już informowaliśmy, dnia 30 września 1976 zatrzymano w Radomiu Mirosława Chojeckiego, pracownika naukowego Instytutu Badań Jądrowych. W czasie przetrzymywania go w areszcie przybył do Radomia nocą z Warszawy pracownik IBJ i – jak się okazało – Służby Bezpieczeństwa, nazwiskiem Skoczylas. W związku z tematyką prac naukowych prowadzonych przez M. Chojeckiego, które stanowią tajemnicę państwową, Chojecki został zmuszony do podpisania oświadczenia, w którym zobowiązywał się do informowania Skoczylasa o wszystkim, co mogłoby być szkodliwe dla PRL z punktu widzenia kontrwywiadu.

Jednocześnie funkcjonariusze SB grozili Chojeckiemu wyrzuceniem z pracy. 21 października 1976 Chojeckiego usunięto z pracy w trybie natychmiastowym; bezpośrednio po wręczeniu wypowiedzenia został on zatrzymany przez dwóch pracowników SB, a następnie przesłuchiwany przez 13 godzin w Komendzie MO Żoliborz i Komendzie Stołecznej MO. Podczas prób przesłuchanie starano się skłonić go do współpracy z SB, a po odmowie szantażowano, twierdząc, że zgodę na to już wyraził podpisując w Radomiu wspomniane oświadczenie".

W parę dni później, 4 listopada 1976 roku, KOR wydał Oświadczenie wysłane do prokuratora generalnego PRL Lucjana Czubińskiego. Kończy się ono cytatem z dziennika „Z dnia na dzień", w którym Jerzy Andrzejewski poruszony upowszechnianymi kłamstwami, zanotował parę zdań, które mogę po latach zadedykować tym, których prostota mojego dekalogu lustracji nie zadowoli, gdyż po prostu wiedzą lepiej, jak było. Lektura słów Andrzejewskiego przyda się zarówno lustrowanym, jak i lustrującym.

„Jeśli kłamiesz lub popełniasz fałszerstwo, wiedz: to, co zyskujesz doraźnie, jeżeli zyskujesz w ogóle, jest niewspółmierne wobec strat, które musisz ponieść. Posługując się kłamstwem lub fałszerstwem działasz w istocie przeciwko sobie. Prędzej czy później fala po odbiciu się o przeciwległy brzeg (...) wróci do ciebie i zada morderczy cios (...) wiedz: kłamiesz wyłącznie sobie, zatajasz jedynie dręczącą prawdę, do której nie chcesz lub nie możesz się przyznać".

Przeciwnicy i zwolennicy lustracji nie zauważyli, że przez minione 30 lat historia sama nas zlustrowała. Nie pomogło ani palenie archiwów esbeckich, ani pokrętne opowieści polityków, ani moralizowanie, ani relatywizowanie. Fakty mówią same za siebie. Ale tylko wtedy, kiedy chcemy poznać prawdę i umiemy czytać dokumenty. Wprawdzie rosną młode szeregi związku kombatantów, jak pisał poeta naszej młodości, ale póki my żyjemy, pamiętamy jak mało nas było.

Autor jest architektem i publicystą. Działacz antypeerelowskiej opozycji, członek NSZZ „Solidarność". Pisał w podziemnej prasie pod pseudonimem Maciej Poleski.

Na rok przed stuleciem odzyskania niepodległości 12 listopada 2017 roku bohater mojej młodości i mój rówieśnik, Mirosław Chojecki, odwołał się od decyzji prezesa IPN pozbawiających go praw kombatanckich. Prezes Jarosław Szarek odmówił Chojeckiemu potwierdzenia, że spełnia ustawowe warunki, aby być uznanym za działacza opozycji antykomunistycznej oraz osobę represjonowaną z powodów politycznych. Co więcej, w Biuletynie IPN można było przeczytać długi i pokrętny artykuł uzasadniający tę decyzję.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny