Tomasz Pietryga: Smoleńsk: podstawa prawna niezgody

Nawet gdyby w Polsce nie było epidemii - rocznica smoleńska nie wywołałaby tak dużych społecznych emocji, jak jeszcze kilka lat temu. Ten rozdział wydaje się już zamknięty.

Aktualizacja: 10.04.2020 17:49 Publikacja: 10.04.2020 13:13

Tomasz Pietryga: Smoleńsk: podstawa prawna niezgody

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński

10 rocznica katastrofy smoleńskiej przebiega cieniu dramatycznej walki z epidemią koronowirusa. Nie ma obchodów, uroczystych przemówień, masowych mszy i palenia świec. Przed pomnikiem Lecha Kaczyńskiego, przy pl. Piłsudskiego w Warszawie, zjawili się rano najwyżsi  politycy PiS, na czele z Jarosławem Kaczyńskim , aby w „sanitarnych odstępach” oddać cześć prezydentowi i ofiarom tragicznego lotu.

 Wygasły za to polityczne i społeczne emocje, ich resztki wirus skutecznie stępił. Dziś myślimy o zdrowiu bliskich, swoim oraz czy gospodarcze zawirowania nie uderzą w nasz materialny byt.

Nie zmienia to faktu, że 10 kwietnia 2010 roku jest datą na zawsze wyrytą w Polskiej historii, blizną, która pozostanie. I może już bez takich emocji jak kiedyś- stosunek do katastrofy jeszcze długo będzie jednym z identyfikatorów przynależności do któregoś z obozów. Bo, to co się wydarzyło 10 kwietnia- mocno pogłębiło  społeczne pęknięcie, które definiowało się długo przed katastrofą. Wytworzona jednak po tej dacie przepaść wydaje się nie do zasypania jeszcze przez lata. I nawet zejście z politycznej sceny Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska tego nie zmieni.

Dla ludzi prawicy „Smoleńsk” stał się dogmatem, spoiwem, znakiem identyfikacyjnym, ale też raną, symbolem sprzeciwu. Dla dzisiejszej opozycji to ważna data  polskiej tragedii, ale też wydarzenie wykorzystywane politycznie przez Jarosława Kaczyńskiego, podsycane teoriami spiskowymi Antoniego Maciarewicza, w celu zdobycie władzy. A jednak po 10 latach wiele się zmieniło. Rocznica smoleńska nie wywoła już takich emocji jak przez wiele lat, będąc społeczną beczką prochu.

Czytaj też: 10 lat po katastrofie smoleńskiej: Cicha rocznica

Znajduję trzy czynniki, przez które jest to dziś prawie niemożliwe.

Pierwszy. Dojście PiS do władzy i upaństwowienie obchodów rocznicy smoleńskiej. Proces ten zaczął się w 2015 roku, jednak punkt zwrotny nastąpił trzy lata temu, kiedy Jarosław Kaczyński ogłosił koniec miesięcznic smoleńskich przed pałacem prezydenckim. Odbyło się ich 96, dokładnie tyle ile ofiar katastrofy.  Pomniki, place, skwery, ulice, szkoły ochrzczone  nazwiskami prezydenta i poległych rozładowały społeczne napięcia, przywróciły szacunek i cześć, o którą przez lata się upominano.  „Smoleńsk” przestał być już manifestacją sprzeciwu wobec „tamtej władzy”, której już nie ma, a którą przez lata obarczano  współodpowiedzialnością za tragedię. Oczywiście znaczenie miało też naturalne osłabienie społecznych emocji  i koniec żałoby, która była  naturalnym odruchem.

Drugi. Kompromitacja teorii Antoniego Macierewicza. Były szef MON od samego początku stawiał bardzo śmiałe tezy i oskarżenia dotyczące zamachu w Smoleńsku, podgrzewając przez lata, kolejnymi rewelacjami społeczne emocje. Kiedy PiS  doszedł do władzy i wszystkie państwowe szuflady -szczelnie zamknięte przed Macierewiczem   - zostały otwarte, nie posunęło to śledztw tego polityka naprzód. Macierewicza brnął coraz bardziej w kolejne  abstrakcyjne teorie, których nie mógł udowodnić, przez co  stawał się niewiarygodny nawet w elektoracie prawicy. Trzy lata temu show Antoniego Macierewicza przeciął podczas ósmej rocznicy Jarosław Kaczyński, który podziękował mu za wysiłki, publicznie dystansując się jednak od jego teorii. Stało się jasne, że kariera ministra robiona na katastrofie dobiega końca i to mimo zapowiedzi kolejnych raportów komisji  smoleńskiej już się nie zmieni. Tezy stawiane przez Maciarewicza będą już zawsze mało wiarygodne przez co nie będą już katalizatorem społecznych emocji. Ten rozdział jest już zamknięty.

Trzeci. Odejście z aktywnej polityki Donalda Tuska. Były premier był głównym  politycznym „oskarżonym” w sprawie katastrofy smoleńskiej: jednakowo jeśli chodzi o jego politykę przed katastrofą, oddanie śledztwa Rosjanom po katastrofie, czy tolerancję tzw. „przemysłu pogardy” jaki powstał już po 10 kwietnia. Gdyby teoretycznie Tusk wystartował w obecnych wyborach prezydenckich-  katastrofa smoleńska, mogłaby jeszcze  na chwilę wrócić  jako polityczny temat numer jeden. Ale tak się nie stało.

Donald Tusk pozostanie jako ówczesny premier polskiego rządu, najważniejszy  polski polityk -  jednym z głównych aktorów smoleńskiej tragedii, czarnym charakterem dla prawicy, ale też głosem rozsądku dla opozycji, przeciwwagą dla obłędu „religii smoleńskiej”.

 Analizując postawę byłego premiera coraz bardziej już z perspektywy historycznej pewne jego działania i postawy, są jednak dla niego politycznie obciążające i zawsze pozostaną już rysą na biografii tego polityka.

Pierwszy zastrzeżenia wobec Tuska formułowane są na długo przed katastrofą. Mają one swoje źródło w wyniszczającym konflikcie politycznym toczonym z pałacem prezydenckim. Efektem  tej sytuacji było m.in. prowadzenie podwójnej, niemal schizofrenicznej polityki RP wobec Rosji Putina.  Z dzisiejszej perspektywy wydaje się niepojęte, że  zaledwie rok po śmiałej podróży prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wraz z innymi prezydentami z Europy Środkowo-Wschodniej do zagrożonej Rosyjską inwazją Gruzji, niosącej silny głos sprzeciwu przeciwko odradzaniu się imperialnej polityki Kremla, jego przywódca przybył do Polski na zaproszenie polskiego rządu, po wcześniejszej przyjaznej  wizycie szefa MSZ Radosława, Sikorskiego w Moskwie w 2009 roku.

Dziś historia jednoznacznie rację przyznaje Lechowi Kaczyńskiemu.  Putin nie był żadnym nawróconym demokratą, w cywilizującym się kraju, jak chciał to widzieć  Donald Tusk, podobnie zresztą jak wielu polityków Zachodu, z prezydentem USA Barackiem Obamą na czele. Aneksja Krymu, i wojna na Ukrainie pokazała bezdyskusyjnie, że była to kalkulacja błędna. Na polskim gruncie nagle okazało się, że nasze państwo prowadzi dwie polityki wobec Putina protestu i klepania się po placach jednocześnie. Ten podział  wykorzystał Putin, rozdzielnie wizyt i unoszący się nad tym wewnętrzny konflikt były właśnie  efektem tej rozgrywki, braku jedności.

Drugie zastrzeżenie wobec Donalda Tuska dotyczy  jego zachowania po katastrofie i utraty  kontroli przez państwo polskie nad wyjaśnianiem  przyczyn katastrofy. Oczywiście rozmiar tragedii przytłoczył premiera, a całą polska administracja i służby okazała się zupełnie nieprzygotowana na takie sytuacje. Jednak podjęcie pewnych działań wydawało się w zasięgu polskiego rządu.

Gabinet Tuska nie dokonał jednak rzetelnej  analizy podstaw prawnych badania katastrofy, nie wykonał też żadnego ruch w kierunku inicjatywy podpisania nowej specjalnej umowy międzyrządowej gwarantującej  wspólne prowadzenie śledztwa. Teoretycznie, przy dobrej  woli obu stron można było to zrobić nawet tego samego dnia, ustnie - uzupełniając umowę później o techniczne załączniki. Tymczasem Donald Tusk, godząc się- jak mu się wtedy wydawało- na zastosowanie konwencji chicagowskiej- zaczął żyć w iluzji, że w ten sposób Polska ma zagwarantowany wpływ na śledztwo i możliwość odwołania się od jego wyników na podstawie międzynarodowych reguł.

Zimny prysznic przeszedł  niespełna po roku, zaraz po słynnym raporcie MAK gen. Anodiny, który winą za katastrofę całkowicie obciążył stronę Polską i pijanego generała w kokpicie. Zaskoczony po tym wydarzeniu Tusk zapowiedział odwołanie się od raportu do komisji międzynarodowej w Montrealu powołując się na konwencje chicagowską. Tusk jeszcze wtedy – po 11 miesiącach od katastrofy -  najprawdopodobniej nie wiedział, że konwencja w tej sprawie nie działa, a Rosjanie sprytnie wykorzystali do badania katastrofy jedynie techniczny załącznik nr 13 do niej. Nie niosło to jednak za sobą żadnych skutków wynikających z prawa międzynarodowego.

Poruszanie się po omacku polskiego rządu dobrze ilustruje opinia  prof. Marka Żylicza, eksperta międzynarodowego prawa lotniczego, członka Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych,  i głównego doradcy Tuska ws. prawa lotniczego, w tamtym czasie, który przyznał później, że decyzje o formie prawnej wyjaśniania katastrofy smoleńskiej były pochopne.

W kwietniu 20111 w obszernej analizie zmieszczonej w miesięczniku „Państwo i Prawo"  Żylicz podkreślał, że na mocy porozumienia polskiego i rosyjskiego rządu badanie przyczyn wypadku prezydenckiego samolotu poddano zasadom i procedurom określonym w załączniku 13. konwencji chicagowskiej. Decyzję o tym, żeby podstawą badania przyczyn tej katastrofy był załącznik konwencji, podjęli  sami Rosjanie, nie konsultując jej ze stroną polską. Rząd Donalda Tuska, zaskoczony całą sytuacją, ją tylko zaakceptował. Premier nie dysponował przy tym żadną opinią prawną, czy będzie to zgodne z prawem i korzystne dla nas. Jak pisał Żylicz, porozumienie to było nieformalne, przyjęte w trybie roboczym. Przyznał też, że gdyby był dłuższy czas do namysłu, można było próbować uzgodnić tryb załatwiania spraw spornych. Przekonywał też, że rząd liczył na realizację porozumienia bez zakłóceń.

Opinia prof. Marka Żylicza, to pierwsze tak wyraźne i publiczne postawienie sprawy, która pokazywała rysę w działaniach rządu.

W dalszym ciągu  jednak przebieg tamtych wydarzeń jest przedmiotem licznych kontrowersji i sporów czy polski rząd miał pole manewru i mógł zachować się inaczej. Ocena tamtych wydarzeń pozostaje już coraz bardziej w rękach historyków, prokuratorskie śledztwa, które po zdobyciu władzy wszczął w tej sprawie  PiS nigdy nie zakończyły się w sądzie. I tak już pewnie zostanie.

Kolejne rocznice zapewne będą miały spokojny państwowy przebieg, a otwartą raną wciąż pozostanie wrak tkwiący od 10 lat w Smoleńsku i unoszące się nad nim znaki zapytania, która nie pozwolą  ostatecznie zamknąć tej sprawy.

10 rocznica katastrofy smoleńskiej przebiega cieniu dramatycznej walki z epidemią koronowirusa. Nie ma obchodów, uroczystych przemówień, masowych mszy i palenia świec. Przed pomnikiem Lecha Kaczyńskiego, przy pl. Piłsudskiego w Warszawie, zjawili się rano najwyżsi  politycy PiS, na czele z Jarosławem Kaczyńskim , aby w „sanitarnych odstępach” oddać cześć prezydentowi i ofiarom tragicznego lotu.

 Wygasły za to polityczne i społeczne emocje, ich resztki wirus skutecznie stępił. Dziś myślimy o zdrowiu bliskich, swoim oraz czy gospodarcze zawirowania nie uderzą w nasz materialny byt.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem