Wystarczyło zdążyć z konferencją prasową kilkadziesiąt minut przed wieczornym wydaniem serwisów informacyjnych, by trafić do wyborców z własnym przekazem. Internet zmienił jednak nie tylko pracę mediów i obieg informacji, ale również reguły gry w polityce. Widać to najlepiej w kampanii wyborczej w Warszawie. Celowo używam słowa „kampania”, chociaż daty wyborów jeszcze nie ogłoszono. Dwaj główni kandydaci PiS i PO od wielu tygodni niezgodnie z przepisami prowadzą działania agitacyjne, dołączają do nich reprezentanci kolejnych ugrupowań.

Pracujący dla PiS analityk polityczny prof. Waldemar Paruch zwrócił uwagę w wywiadzie w tygodniku „Sieci” na dwie ważne prawidłowości pozwalające zrozumieć tę zmianę tendencji. Po pierwsze, według badań, na które się powoływał, aż 20 proc. wyborców w stolicy nie ogląda telewizji. A więc informacje o polityce docierają do nich głównie za pośrednictwem sieci i mediów społecznościowych. Po drugie, nie ma przepływu elektoratu między PiS i PO. Gra toczy się zatem wyłącznie o mobilizację własnych zwolenników.

Wnioski są więc oczywiste. Kampania prowadzona jest w tzw. bańkach informacyjnych. Nie ma przekonywania przeciwników, jest wyłącznie adresowanie przekazu do swoich. Równocześnie zaś walka wyborcza niezwykle się radykalizuje. Bo ze swoim przekazem trzeba się przebić przez te wszystkie zdjęcia z kotkami, pieskami, selfie z wakacji, mniej lub bardziej zabawne filmiki, słowem – cały chłam, przepraszam, kontent, który zapełnia media społecznościowe. By algorytmy Facebooka decydujące o tym, jak bardzo widoczne są poszczególne wpisy w serwisie, umieściły nasz materiał wysoko, trzeba zrobić coś budzącego najwyższe emocje, co dostanie najwięcej lajków, czym internauci będą się dzielić z innymi i gorąco komentować. Wtedy jest szansa, że dotrzemy z przekazem także do tych mniej zainteresowanych polityką.

Im bliżej więc będzie wyborów samorządowych, tym ostrzejsza będzie kampania. Krwawa jatka, którą obserwowaliśmy w tym tygodniu, wyda nam się kaszką z mlekiem w porównaniu z tym, co nastąpiło później.