Dwukadencyjność samorządów. Nowoczesna chce łamać demokrację?

Spór we władzach partii Ryszarda Petru. Członek zarządu krytykuje postulat o dwukadencyjności w samorządach. – To łamanie kręgosłupa demokracji – mówi „Rzeczpospolitej” prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz.

Aktualizacja: 21.09.2016 18:57 Publikacja: 20.09.2016 19:41

Ryszard Petru

Ryszard Petru

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Projekt zakłada, że prezydenci miast, burmistrzowie, a w przyszłości też posłowie, będą sprawować swoje funkcje tylko przez dwie kadencje. Z tą różnicą, że nie będą one czteroletnie, tylko o rok dłuższe. Podobne ograniczenie chciałby wprowadzić PiS, tylko w zamyśle obozu władzy możliwy byłby powrót na stanowisko po czterech latach.

O pomyśle partii Petru pisaliśmy ponad miesiąc temu w artykule „Nowoczesna chce wietrzyć Sejm”. Posłanka Katarzyna Lubnauer przekonywała wtedy, że ograniczenie kadencji sprawi, że prezydenci i burmistrzowie będą podejmować mniej populistyczne decyzje, bo nie będą musieli przypodobać się wyborcom. - Są wyjątki, ale często kolejne kadencje są znacznie słabsze. Nie powstawałyby też układy wzajemnej zależności – mówiła wiceszefowa partii.

Nie popiera tego pomysłu członek zarządu partii, który od 2002 r. jest prezydentem Nowej Soli. - Jestem przeciw – ripostuje w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Wadim Tyszkiewicz.

Jak mówi, jego poparcie wśród mieszkańców po 14 latach nadal utrzymuje się na poziomie 87 proc. Za sprawą jego decyzji miasto się rozwinęło i ma dalsze plany rozwoju. - Dziś PiS rządzi dzięki populistycznym ruchom. Nie chciałbym, żeby moja partia szła w tym kierunku – mówi Tyszkiewicz. - Kadencyjność to łamanie kręgosłupa demokracji, bo dlaczego odbierać ludziom prawo wyboru tego, czego chcą? – pyta nasz rozmówca.

W Nowoczesnej usłyszeliśmy, że wprowadzenie takiego ograniczenia podniesie jakość pracy samorządów. Według prezydenta Nowej Soli, dojdzie do obniżenia poziomu, bo potencjalny kandydat, dobry specjalista w jakiejś dziedzinie, nie będzie chciał opuszczać swojej branży. Po dziesięciu latach przerwy (dwie kadencje) może już nie być dobrym ekspertem, bo wypadnie z obiegu. - Mówimy, że chcemy wybrać najlepszych z najlepszych. Ale ci nie pójdą kandydować w wyborach, wywracając swoje dotychczasowe życie do góry nogami – mówi nam Tyszkiewicz.

Jego zdaniem, osoba, która będzie rządzić drugą i ostatnią kadencję, może mieć problem z motywacją do pracy. Wbrew temu, co głosi partia, która ograniczeniem chce rozbijać „układy wzajemnej zależności”, inne podejście ma jej działacz. - To bardzo chwytliwe. Rzucamy hasło, że tam gdzieś są kliki. Pokażcie je – mówi Tyszkiewicz. – Jestem przeciwnikiem karania za błędy innych tych, którzy nie zawinili – dodaje.

Prezydent Nowej Soli odnosi się też do innego argumentu partii, czyli rotacji, która powstanie po wprowadzeniu ograniczenia. – W ostatnich wyborach 50 proc. wójtów, burmistrzów i prezydentów przegrało wybory, czyli demokracja świetnie się obroniła – przekonuje Tyszkiewicz.

Nasz rozmówca wie z doświadczenia, jak wygląda sprawowanie funkcji prezydenta miasta. - Pierwsza kadencja to jest głównie nauka i nabieranie doświadczenia – mówi. W drugiej trzeba realizować obietnice. Jego zdaniem ograniczenie kadencyjności to marnowanie potencjału. Jeśli Nowoczesna wymyśli coś, co sprawi, że potencjał nie umknie, wtedy poprze projekt swojej partii. Zapewnia nas, że po upływie bieżącej kadencji nie będzie już kandydował, w związku z tym jego ocena jest obiektywna.

Z postulatem nie zgadza się także prezydent rządzący Gliwicami od 1993 r. Zygmunt Frankiewicz, który popierał Nowoczesną w trakcie kampanii. Był także pełnomocnikiem finansowym fundacji Nowoczesna PL Ryszarda Petru. O jego powiązaniach z partią Petru pisaliśmy tuż po Nowym Roku w artykule: „Gliwice z mocną pozycją w Sejmie”.

W tekście na portalu „Wszystko co najważniejsze”, Frankiewicz pomysł skwitował już w tytule: "więcej szkody, niż pożytku". Odniósł się do jednego z kluczowych argumentów Nowoczesnej: „Argumentem za tym odgórnym, i w mojej opinii uznaniowym, ograniczeniem ma być sprzyjająca ponoć długiemu urzędowaniu tendencja do powstawania przeróżnych, często kryminalnych patologii. Teza ta, nigdy nie została jednak potwierdzona konkretnymi, wiarygodnymi danymi” – napisał.

Obaj prezydenci patrzą inaczej na pewien trend, który mógłby zaistnieć po wprowadzeniu ograniczenia. W tekście, który cytujemy, Frankiewicz napisał, że pozytywnym efektem limitu kadencji będzie większa konkurencja w wyborach do parlamentu.

Z kolei Tyszkiewicz uważa, że posłowie głosując za projektem, sami pogorszą swoją sytuację. – Posłowie kręcą bicz sami na siebie – uważa prezydent Nowej Soli. – Gdyby mieli się zmierzyć z najpopularniejszymi samorządowcami, to przegraliby tę rywalizację – argumentuje.

Projekt zakłada, że prezydenci miast, burmistrzowie, a w przyszłości też posłowie, będą sprawować swoje funkcje tylko przez dwie kadencje. Z tą różnicą, że nie będą one czteroletnie, tylko o rok dłuższe. Podobne ograniczenie chciałby wprowadzić PiS, tylko w zamyśle obozu władzy możliwy byłby powrót na stanowisko po czterech latach.

O pomyśle partii Petru pisaliśmy ponad miesiąc temu w artykule „Nowoczesna chce wietrzyć Sejm”. Posłanka Katarzyna Lubnauer przekonywała wtedy, że ograniczenie kadencji sprawi, że prezydenci i burmistrzowie będą podejmować mniej populistyczne decyzje, bo nie będą musieli przypodobać się wyborcom. - Są wyjątki, ale często kolejne kadencje są znacznie słabsze. Nie powstawałyby też układy wzajemnej zależności – mówiła wiceszefowa partii.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Prezydent Andrzej Duda ułaskawił agentów CBA skazanych w aferze gruntowej
Polityka
Jacek Kucharczyk: Nie spodziewałem się na listach KO Hanny Gronkiewicz-Waltz
Polityka
Po słowach Sikorskiego Kaczyński ostrzega przed utratą przez Polskę suwerenności
Polityka
Exposé Radosława Sikorskiego w Sejmie. Szef MSZ: Znaki na niebie i ziemi zwiastują nadzwyczajne wydarzenia
Polityka
Afera zegarkowa w MON. Dyrektor pisała: "Taki sobie wybrałam"