Najnowsze dane dowodzą, że własność ziemi w Anglii wciąż jest skoncentrowana w rękach nielicznych. Połowa gruntów należy do mniej niż 1 procenta populacji, około 25 tysięcy osób. Wśród największych właścicieli ziemskich w Anglii znajdziemy Elżbietę II, Księcia Buccleuch czy przedsiębiorcę Jamesa Dysona. 

- Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak wiele ziemi należy do niewielu. Parę tysięcy książąt, baronów i posiadaczy ma więcej ziemi niż cała klasa średnia. Własność ziemska w Anglii jest zaskakująco nierówna i mocno skoncentrowana w rękach nielicznej elity – twierdzi cytowany przez „The Guardian” autor książki „Who Owns England” ujawniającej dane o własności Guy Shrubsole.

Zgodnie z zebranymi z różnych źródeł (np. mapy czy dane ujawnione dzięki ustawie Freedom of Information Act) do arystokracji (bez królowej i rodziny królewskiej) należy w Anglii 30 proc. ziemi, 18 proc. kontrolują korporacje, 17 procent oligarchowie i bankierzy z City. Do królowej i rodziny królewskiej należy 1,4 proc. całej ziemi w Anglii, a do Kościoła 0,5 proc. Zaledwie 8,5 proc. ziemi należy do szeroko pojętego sektora publicznego, a do właścicieli domów (czyli klasy średniej) ledwo procent. Zakres koncentracji ziemi w rękach arystokracji, korporacji i najbogatszych może być większy, niż wynika z tych danych, gdyż Guy Shrubsole nie był w stanie określić własności 17 procent gruntów.

Jako ciekawostkę warto potraktować fakt, że np. w Polsce jeszcze w 2016 roku do Skarbu Państwa należało niemal 34 proc. gruntów. A do wszystkich kościołów zaledwie 0,44 procent (w tym najwięcej, choć brak szczegółowych danych, do Kościoła Katolickiego).