Ten, co nie kupuje schodów do nieba

30 solowych nagrań przynosi przekrojowy album Roberta Planta „Digging Deep: Subterranea".

Aktualizacja: 01.10.2020 21:57 Publikacja: 01.10.2020 17:53

Robert Plant (ur. 1948), artysta, który nie lubi się powtarzać

Robert Plant (ur. 1948), artysta, który nie lubi się powtarzać

Foto: Warner Music PL

Pokażcie człowieka, który odmówił udziału w comebacku, który jest wart 800 mln dol. Żaden problem: to Robert Plant, który nie chciał wracać z Led Zeppelin.

Rzecznik wokalisty dementował te przecieki, ale fakty są niezaprzeczalne: piosenki supergrupy przyniosły przez pięć lat w tantiemach 60 mln dol. A jednak Plant nie jest zainteresowany odcinaniem kuponów, choć jak sam żartuje, zdaniem wielu taksówkarzy wciąż jest facetem, który śpiewa „Stairway to Heaven".

Woli podkreślać, że w Led Zeppelin spędził 12 lat, zaś na jego bardzo aktywną solową karierę przypadły cztery dekady. Nagrał 11 albumów, w większości znakomitych, przez większość nieznanych, zdobył osiem nagród Grammy, m.in. razem z Alison Krauss, płytą „Raising Sand" rozbijając bank jednej z edycji nagrody.

Kierunek Afryka

W maju 72-letni wokalista miał rozpocząć kolejny etap działalności na czele nowej formacji zespołu Saving Grace. Tournée po Ameryce zostało jednak zatrzymane przez wybuch pandemii. Plant nie zamierza jednak pauzować. Już w czerwcu 2019 r. wziął się za to, co jest teraz najbardziej popularne, czyli nagrywanie podcastów.

Łącznie nagrał trzy sezony i setki minut rozmów, niektóre na żywo z publicznością, które składają się na mówioną historię jego kariery. W detaliczny sposób, a jednocześnie pełen humoru i autoironii, opowiada o genezie swoich piosenek.

– W czasach Led Zeppelin nie wyobrażałem sobie, że mogę pisać i komponować z kimś innym niż koledzy z macierzystego zespołu, bo zasada była prosta: musimy eksponować naszą muzyczną jedność – mówił. – Tymczasem już na początku lat 70. zainteresowałem się muzyką afrykańską, wyjeżdżałem do Marakeszu, w góry Atlas, miałem wiele różnych zainteresowań. Na szczęście, poczynając od 1981 r., spotkałem wielu niezwykle oryginalnych i kreatywnych artystów, którzy inspirowali mnie i stymulowali do solowej działalności. Tworzyłem z nimi nową muzykę, co działo się także dzięki producentom, którzy pomogli mi dodać do piosenek nowe kolory.

Plant ma świadomość ograniczeń, ponieważ nie jest instrumentalistą.

– Nie występuję z gitarą, muzycy są mi potrzebni, żeby się lepiej wyrazić. Oczywiście moje kompozycje nie są tak ezoteryczne i poetyckie jak twórczość Leonarda Cohena – mówi, mając pewnie na myśli sporą dozę elektroniki, jakiej użył na pierwszych płytach. – Jednak około 2010 r. doszedłem do wniosku, że czas otrząsnąć się z syndromu lat 80., kiedy nazbyt się spieszyłem. Ktoś powiedział nawet, że wylądowałem na śmietniku.

W stylu Blake'a

Metodą Planta od czterech dekad jest niewiązanie się z żadnym zespołem na dłużej.

– Pamiętam nasz ostatni koncert ze Strange Sensation, kiedy już wiedzieliśmy, że się rozstajemy. Towarzyszyła nam skrzypaczka Jacka White'a Lilli Mae Risch. Osiągnęliśmy najwyższy poziom, tylko dlatego, że wiedzieliśmy, iż to nasze ostatnie spotkanie i musimy dać z siebie wszystko, by zapamiętać się naprawdę w najlepszej formie.

Często wybiera muzyków, którzy go dobrze nie znają, a lubi też wyjechać na prowincję i zamiast w prestiżowych salach występować w małych klubach, gdzie ma coraz lepszy kontakt z muzykami i dobre porozumienie z publicznością.

Nierzadko ogłaszał koncerty w ostatniej chwili, by uniknąć niepotrzebnego zgiełku. Dzięki temu nie czuje się też stary. Tak jak na „Dreamland" odświeża się w nowych wcielaniach, również w ten sposób, że sięga do piosenek, jakie uwielbiał, będąc jeszcze nastolatkiem w latach 60. Przypomniał wiele z nich, oddając hołd zapomnianym twórcom, a gdy jeszcze żyli – zapraszał ich do wspólnych występów. Nigdy nie ukrywając, że ceni sobie amerykański folk z domieszką psychodeli.

– Jednocześnie sale bywały pustawe, jakby przegnał wszystkich kalifornijski skunks. Z tego nie było pieniędzy, można było umrzeć z głodu – tłumaczył.

Droga życia

Podcasty mają również wielu słynnych bohaterów. Jednym z nich jest Phil Collins.

– To był czas, kiedy próbowałem zaczynać solową karierę, a Phil zaistniał na listach przebojów hitem „In the Air Tonight" – wspomina Plant. – Kiedy się spotkaliśmy, od razu wyznał, że jednym z najważniejszych dla niego perkusistów był zmarły niedawno John Bohnam. W studio zachowywał się jak lider. Uderzał w pałki i dawał sygnał do gry.

Zagrał na perkusji na „Pictures on Eleven" i „Principle Moments", wykorzystując także automat perkusyjny.

O ile w różny sposób ocenia się ówczesne dokonania Collinsa, delikatność „Big Log" wciąż działa, również dzięki przepięknej grze Robbiego Blunta, który nagrywał później z Julianem Lennonem czy Tomem Pettym. To jedna z ważniejszych piosenek Planta o tym, że życie jest drogą.

Jednym z bohaterów podcastów jest skrzypek Nigel Kennedy związany z Polską, który zagrał na płycie „Fate of Nations".

Co prawda panowie różnili się w ocenie walijskich drużyn piłkarskich, ale skrzypek, którego Plant nazywa wnukiem Williama Blake'a, zaimponował mu wyobraźnią w budowaniu muzycznych harmonii, a także oryginalnością w życiu prywatnym. Wyrażała się również w tym, że pomalował swój samochód w niekonwencjonalny sposób.

– Zrobiłem podobnie, nie przejmowałem się, co inni powiedzą, bo już kiedy w młodości chodziłem nago po okolicznych wzgórzach, uważano, że mam psychiczne problemy.

Nieznane rarytasy

Na podwójnym albumie znajdują się niepublikowane wcześniej piosenki.

– Zebrało się sporo niewydanych nagrań, które zarejestrowałem w Nowym Orleanie z Lil' Band O' Gold oraz Allenem Toussaintem"- powiedział portalowi „Classic Rock".

Pierwszym singlem jest wykonane z Patty Griffin „Too Much Alike", nowa wersja hitu duetu rockabilly Charley Feathers. Plant śpiewa: „Lubisz oszukiwać i zasmucać mnie / A ja lubię robić tobie to samo / I ja i ty zbytnio polubiliśmy kłamstwa, by lubić się tak jak kiedyś".

Na płycie nowością jest też „Nothing Takes the Place of You" nagrane do filmu „Winter in the Blood" z 2013 r. oraz blues „Charlie Patton Highway (Turn It Up – Part 1)" z nadchodzącego albumu „Band of Joy Volume 2 LP".

Dla nas może być zaskakujące, że nie ma w wyborze „Moonlight in Somosa", hitu, który zrobił ogromną karierę na liście Trójki.

Ale tylko w Polsce.

Pokażcie człowieka, który odmówił udziału w comebacku, który jest wart 800 mln dol. Żaden problem: to Robert Plant, który nie chciał wracać z Led Zeppelin.

Rzecznik wokalisty dementował te przecieki, ale fakty są niezaprzeczalne: piosenki supergrupy przyniosły przez pięć lat w tantiemach 60 mln dol. A jednak Plant nie jest zainteresowany odcinaniem kuponów, choć jak sam żartuje, zdaniem wielu taksówkarzy wciąż jest facetem, który śpiewa „Stairway to Heaven".

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”