W miniony weekend był gwiazdą koncertu „One World” na rzecz walki z koronawirusem i pomógł zebrać Lady Gadze 130 mln dolarów. Pisze o niej z sympatią, bo to matka chrzestna jego dzieci. Przede wszystkim zaś opowiada o sobie szczerze i pełniej niż w musicalowym filmie „Rocketman” (do obejrzenia w Netflix i HBO GO), za którego w lutym dostał Oscara.
W wydanej przez Wydawnictwo Otwarte książce„Ja Elton John” mamy też obraz kilku muzycznych dekad. „Dorastałem w Wielkiej Brytanii lat pięćdziesiątych – pisze – a przed Elvisem i rock and rollem był to bardzo ponury kraj (…) Był to świat zgorzkniałych ludzi wyglądających ukradkiem zza firanek i dziewczyn odsyłanych do domu, gdy wpadły w kłopoty”.
Pierwszy idol
Najwcześniejszym objawieniem stał się Elvis Presley, jego zdjęcie obejrzał w czasopiśmie u fryzjera. Wyglądał „jak kosmita”. A gdy matka kupił płytę z „Heartbreak Hotel”, pomyślał, że brzmi „jakby pochodził z innej planety”.
W latach 70. poznał idola młodości po koncercie w Maryland. „Był gruby, siwy i spocony. Zamiast oczu miał pozbawione wyrazu ziejące czernią dziury. Poruszał się jak człowiek, który dopiero co wybudził się z narkozy”.
Wiele gwiazd i mniej sławnych muzyków pojawia się w książce. Z niektórymi starał się zaistnieć, grając w klubach i pubach lub bezskutecznie próbował sprzedać im własne piosenki.