Co po Adrii? Słoweński rząd zastanawia się nad nową linią

Po tym, jak narodowy przewoźnik Słowenii, Adria Airways zgłosiła swoje bankructwo w sądzie, rząd zastanawia się co dalej. Zdaniem ministra gospodarki, Zdravko Pocivalseka są teraz dwa wyjścia — pozwolić zadziałać rynkowi albo wspólnie z Lufthansą stworzyć nową linię.

Aktualizacja: 01.10.2019 18:30 Publikacja: 01.10.2019 11:13

Co po Adrii? Słoweński rząd zastanawia się nad nową linią

Foto: AFP

Tyle że powołanie nowego przewoźnika kosztowałoby przynajmniej 200 mln euro, a Lufthansa ma teraz własne problemy, bo zmaga się z konkurencją Ryanaira i easyJeta i przebudowuje swój biznes.

Mark Anzur, ostatni Słoweniec, który kierował Adrią Airways jest bardzo zdziwiony, że ktokolwiek teraz wspomina o możliwości wsparcia państwa, bo nie widzi w tym sensu ekonomicznego. Zazwyczaj takie przedsięwzięcie zajmuje przynajmniej pół roku . W takiej sytuacji wykorzystuje się to, co przewoźnik ma najcenniejszego – działki czasowe startów i lądowań w najbardziej zatłoczonych lotniskach (sloty), prawa do lądowania ludzi, którzy w tej linii pracowali.

— Najprawdopodobniej w takiej sytuacji nowa firma powinna wykupić od państwa wszystkie aktywa upadłego przewoźnika – mówi Mark Anzur. Jego zdaniem kluczowe byłoby pozyskanie finansowania, a aktywnym uczestnikiem tego przedsięwzięcia powinien być niemiecki Fraport, współwłaściciel lotniska w Lublanie. Anzur ostrzega, że wprawdzie Adria może się odrodzić i na początek potrzebowałaby do tego tylko 30 mln euro, ale byłoby to bardzo ryzykowane przedsięwzięcie. Taka kwota wystarczyłaby na funkcjonowanie przez rok, ale jeśli w tym czasie nic korzystnego dla przewoźnika by się nie wydarzyło, linii groziłoby ponowne uziemienie.

Największym problemem Adrii było to, że miała bardzo mały własny rynek, bo kraj liczy zaledwie dwa miliony mieszkańców, szukała więc biznesu jako linia dowozowa dla większych przewoźników, a swoje rejsy wykonywała malutkimi CRJ, w których średnio była sprzedawała 70 procent foteli, bo zmagała się z konkurencją zarówno innych lotnisk, jak i innych przewoźników, w tym także polskiego LOT-u. Przy tym nawet te małe samoloty nie były własnością Adrii, ani też nie miała ich w leasingu, tylko w wypożyczeniu, co jest najdroższą formą eksploatacji.

— Jakby tego było mało umowy wynajmu kończą się dopiero w 2022 roku, a wcześniejsze wypowiedzenie spowoduje dodatkowe koszty — mówi Ales Stergar, słoweński analityk rynku lotniczego. Jego zdaniem wartość słoweńskiej floty wynosi w tej chwili około 100 mln euro i jeśli przewoźnik nie znajdzie możliwości jej zagospodarowania, firmy od których je wynajęła po prostu odbiorą wszystkie maszyny.

Mark Anzur zwraca jeszcze uwagę, że zadłużenie Adrii w tej chwili sięga 80 mln euro i nie ma możliwości, aby jakikolwiek bank zgodził się je umorzyć. Do tego jeszcze trzeba dołożyć straty przewoźnika, które generował przez kilka ostatnich lat.

— Stąd bierze się kwota 200 mln euro. I trzeba się teraz dobrze zastanowić, czy jej pozyskanie z jakiegokolwiek źródła uzasadniałoby korzyści, jakie ma Słowenia z utrzymania własnego transportu lotniczego — mówi Mark Anzur.

Lotnisko w Lublanie nie należy do najtańszych, ale należy się liczyć z tym, że przynajmniej 80 proc. ruchu generowanego przez Adrię szybko zostanie zastąpione przez innych przewoźników, w tym LOT. — LOT notuje nieustannie wzrost zainteresowania rejsami do Lublany. Dlatego od sezonu zimowego planujemy uruchomienie dodatkowego piątkowego rejsu, zwiększając liczbę do ośmiu tygodniowo – mówi Michał Czernicki, p.o. rzecznika LOT-u.

Rząd Słowenii usiłował sprzedać Adrię od dłuższego czasu. Trzy lata temu zapraszał potencjalnych inwestorów i takie pismo poszło także do LOT-u. Ostatecznie wybrano niemiecki fundusz K4 Fund, ale biznes słabł , między innymi z powodu wstrzymania rejsów do Rosji. Zamiast tego uruchomiono połączenia do Bukaresztu, Sofii i Kijowa, na które był niewielki popyt, więc po kilku miesiącach zostały one zawieszone. Ostatecznie słoweńska linia wyspecjalizowała się w obsłudze rejsów dowozowych dla Lufthansy, ale — jak się okazuje — to nie wystarczyło.

Czy teraz Adria znajdzie inwestora? Trudno powiedzieć. Wszyscy pamiętają niedobre doświadczenia arabskiego Etihadu, który kupował udziały w małych przewoźnikach, ostatecznie Air Berlin upadł, jego aktywa zostały podzielone. Min przez Lufthansę i Ryanaira oraz easyJeta, a sam Etihad znalazł się w dużych kłopotach. Teraz Adria Airways nie są jedynymi wystawionymi na sprzedaż. Rząd włoski nie jest w stanie znaleźć inwestora dla Alitalii, w kłopotach jest inny bałkański przewoźnik Croatia Airlines i właśnie zbankrutowały dwie linie francuskie XL i Aigle Azur.

Tyle że powołanie nowego przewoźnika kosztowałoby przynajmniej 200 mln euro, a Lufthansa ma teraz własne problemy, bo zmaga się z konkurencją Ryanaira i easyJeta i przebudowuje swój biznes.

Mark Anzur, ostatni Słoweniec, który kierował Adrią Airways jest bardzo zdziwiony, że ktokolwiek teraz wspomina o możliwości wsparcia państwa, bo nie widzi w tym sensu ekonomicznego. Zazwyczaj takie przedsięwzięcie zajmuje przynajmniej pół roku . W takiej sytuacji wykorzystuje się to, co przewoźnik ma najcenniejszego – działki czasowe startów i lądowań w najbardziej zatłoczonych lotniskach (sloty), prawa do lądowania ludzi, którzy w tej linii pracowali.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Transport
Magdalena Jaworska-Maćkowiak, prezes PAŻP: Gotowi na lata, a nie tylko na lato
Transport
Chiny potajemnie remontują rosyjski statek przewożący broń z Korei Północnej
Transport
Cywilna produkcja ciągnie Boeinga w dół
Transport
PKP Cargo ma nowy tymczasowy zarząd
Transport
Prezes PKP Cargo stracił stanowisko. Jest decyzja rady nadzorczej