W tej chwili wszystko wskazuje na to, że sytuacja może się rozwinąć według trzech scenariuszy. Żaden z nich nie jest korzystny dla linii lotniczych, które w swojej flocie mają lub będą miały boeingi 737 MAX.
Scenariusz pierwszy, najbardziej optymistyczny, przewiduje wyłączenie Maksów przez krótki okres, czyli 2-3 miesiące. To oznacza, że mogłyby wrócić do eksploatacji już pod koniec czerwca, czyli tuż przed początkiem letniego szczytu przewozów. W tej wersji Boeing wypracowuje swoje rozwiązanie do końca kwietnia, FAA je certyfikuje, podobnie postępują inne agencje – EASA i chiński CAAC. Boeing nie zwalnia produkcji, która jak na razie odbywa się w tempie ponad 50 maszyn miesięcznie. I wszyscy są zadowoleni - linie, bo mogą latać oszczędzając paliwo, a dostawcy komponentów, bo nie mają problemu z ich składowaniem. Pozostaje tylko wizerunkowy problem Boeinga i FAA. Ale z tym będą sobie musieli poradzić w każdym scenariuszu.
Czytaj także: Naprawa Boeingów się przedłuży. Maxy wciąż uziemione
Scenariusz drugi, najbardziej prawdopodobny, jest taki, że EASA i CAAC oraz kanadyjski regulator ruchu lotniczego nie dowierzają FAA i same będą dokładnie sprawdzać nowe oprogramowanie. Europejczycy zapowiadali, że sami sprawdzą Maxy. Kanadyjczycy informowali, że nie widzą tych maszyn w swojej przestrzeni powietrznej przynajmniej do końca czerwca i dopiero wtedy zastanowią się nad decyzją. Chińczycy, którzy uziemili Maxy jako pierwsi, z pewnością też nie będą się spieszyć. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy wyprodukowali własny samolot, rywala Maxa – Comac 919, który wkrótce ma polecieć. W tym scenariuszu uziemienie Maxów może wydłużyć się do 3-6 miesięcy.
I wreszcie scenariusz trzeci, najbardziej pesymistyczny, w którym CAAC, EASA i Kanadyjczycy nie dowierzają FAA i sami postanawiają przeprowadzić loty testowe, zanim pozwolą powrócić maszynom do latania. W takim wypadku niezbędne będzie również nowe szkolenie pilotów, a jeśli w to wszystko wmiesza się jeszcze polityka, konkretnie wojna handlowa między USA i Chinami, sytuacja skomplikuje się jeszcze bardziej. Bo wcale nie jest wykluczone, że rząd w Pekinie zechce wykorzystać wpadkę Boeinga do wzmocnienia swojej pozycji w negocjacjach handlowych. Duże prawdopodobieństwo realizacji tego scenariusza podtrzymuje jeszcze chińskie niezadowolenie ze sprzedania Tajwanowi przez Amerykanów samolotów F16. Dowodem, że Chiny zamierzają utrzymać twardą pozycję w tym konflikcie, było ostatnie podpisanie umowy z Airbusem na dostawy 290 A320 neo.