W tej chwili wszystko wskazuje na to, że sytuacja może się rozwinąć według trzech scenariuszy. Żaden z nich nie jest korzystny dla linii lotniczych, które w swojej flocie mają lub będą miały boeingi 737 MAX.
Scenariusz pierwszy, najbardziej optymistyczny, przewiduje wyłączenie Maksów przez krótki okres, czyli 2-3 miesiące. To oznacza, że mogłyby wrócić do eksploatacji już pod koniec czerwca, czyli tuż przed początkiem letniego szczytu przewozów. W tej wersji Boeing wypracowuje swoje rozwiązanie do końca kwietnia, FAA je certyfikuje, podobnie postępują inne agencje – EASA i chiński CAAC. Boeing nie zwalnia produkcji, która jak na razie odbywa się w tempie ponad 50 maszyn miesięcznie. I wszyscy są zadowoleni - linie, bo mogą latać oszczędzając paliwo, a dostawcy komponentów, bo nie mają problemu z ich składowaniem. Pozostaje tylko wizerunkowy problem Boeinga i FAA. Ale z tym będą sobie musieli poradzić w każdym scenariuszu.