Tajemnice życia i sztuki Ingmara Bergmana

„Ingmar Bergman. Miłość, seks i zdrada" to pasjonująca opowieść o życiu wielkiego mistrza kina.

Aktualizacja: 08.10.2018 17:43 Publikacja: 08.10.2018 17:33

Thomas Sjöberg Ingmar Bergman. Miłość, seks i zdrada Wyd. Albatros, 2018

Thomas Sjöberg Ingmar Bergman. Miłość, seks i zdrada Wyd. Albatros, 2018

Foto: materiały prasowe

Mija setna rocznica urodzin Ingmara Bergmana. Największego z wielkich, jak często piszą o nim krytycy. Artysty, który w sztuce szukał sensu istnienia, zaglądał w zakamarki duszy człowieka, wadził się z Bogiem, dotykał tajemnicy śmierci. Od „Wakacji z Moniką", „Tam gdzie rosną poziomki", „Wieczoru kuglarzy", „Siódmej pieczęci" przez „Milczenie" i „Personę", aż do „Szeptów i krzyków", „Jesiennej sonaty" czy „Fanny i Aleksander".

Sztuka zawsze była dla niego najważniejsza. Wszystko inne, kobiety, dzieci, codzienność, polityka, nawet przyjaźnie schodziły na plan dalszy. Kiedy pracował, świat przestawał się liczyć. Mówiono o nim „święty potwór". Pewnie to samo można powiedzieć o niemal wielkich artystach, bo w geniusz często wpisany jest egoizm. Ale Ingmar Bergman nigdy się swojego egocentryzmu nie wstydził. Mówił o nim otwarcie i bez zażenowania.

Pracował bez wytchnienia. Jakby chciał uciec od prawdziwego życia. Może dlatego, że zraniło go głęboko już na początku. Trudne dzieciństwo, małżeństwo rodziców będące mezaliansem, ojciec – gbur i tyran.

W pamiętnikach matki Ingmar znalazł notatkę z lipca 1918 roku: „Nasz syn urodził się w niedzielę rano, 14 lipca. Zaraz dostał wysokiej gorączki i biegunki. Wygląda jak mały szkielecik z płomiennoczerwonym nosem. Uparcie odmawia otwarcia oczu. (...) Leżę tu bezsilna i zmarniała. Jeśli chłopiec umrze, Ma chce żebym wróciła do swojego zawodu i rozwiodła się z Erikiem, zanim on ze swoją nienawiścią nie wymyśli jakiegoś nowego szaleństwa".

Chłopiec nie umarł, dom przetrwał. A Eric Bergman okazał się tyranem. Za każde drobne nieposłuszeństwo Ingmar całe godziny spędzał w ciemnej komórce. Matka nie miała dość siły, by stanąć w obronie syna. Potem też nie było lepiej. W wieku trzydziestu lat miał już za sobą trzy nieudane małżeństwa.

Autor Thomas Sjöberg stworzył portret prywatny wielkiego artysty. Niełatwe to zadanie, bo ikona szwedzkiego kina już za życia nie cieszyła się sympatią. Nikt nie mógł lekceważyć jego geniuszu, ale przecież towarzyszyła mu niedobra atmosfera. Wielu młodych twórców oskarżało go o zaanektowanie dla siebie rynku, o spetryfikowanie szwedzkiego teatru i kina.

Sjöberg wykonał gigantyczną pracę, rozmawiał ze współpracownikami Bergmana, przebił się przez wszystkie dostępne dokumenty – od szkolnych, aż do sądowych. Odmówiła mu wejścia do archiwów Fundacja Bergmana, ale Sjöbergowi domowe archiwa artysty otworzyła wnuczka Karin, dotarł do oryginałów dzienników jego matki, sięgnął po bergmanowską „Laternę magikę".

Opisał jego życie: dzieciństwo, czas nauki i studiowania, romanse, próbował dotrzeć do jego dzieci. A miał ich Bergman dziewięcioro z sześcioma kobietami. Razem z kochankami kobiet było oczywiście znacznie więcej: tancerki, dziennikarki, aktorki, te mniej znane i wielkie gwiazdy, jak Liv Ullmann czy Ingrid Bergman. A dzieci – prawie ich nie znał, dopiero pod koniec życia czasem się nimi interesował.

Powstała pasjonująca, doskonale napisana książka. Bardzo prywatna, ale niemająca nic wspólnego z plotkarskimi tabloidami. Życie artystów nierozerwalnie splata się przecież z ich dziełami, a Bergman też czerpał z własnych doświadczeń, przemyśleń, też miał swoje demony i lęki.

Mija setna rocznica urodzin Ingmara Bergmana. Największego z wielkich, jak często piszą o nim krytycy. Artysty, który w sztuce szukał sensu istnienia, zaglądał w zakamarki duszy człowieka, wadził się z Bogiem, dotykał tajemnicy śmierci. Od „Wakacji z Moniką", „Tam gdzie rosną poziomki", „Wieczoru kuglarzy", „Siódmej pieczęci" przez „Milczenie" i „Personę", aż do „Szeptów i krzyków", „Jesiennej sonaty" czy „Fanny i Aleksander".

Sztuka zawsze była dla niego najważniejsza. Wszystko inne, kobiety, dzieci, codzienność, polityka, nawet przyjaźnie schodziły na plan dalszy. Kiedy pracował, świat przestawał się liczyć. Mówiono o nim „święty potwór". Pewnie to samo można powiedzieć o niemal wielkich artystach, bo w geniusz często wpisany jest egoizm. Ale Ingmar Bergman nigdy się swojego egocentryzmu nie wstydził. Mówił o nim otwarcie i bez zażenowania.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki