Wydawnictwo od deski do deski na początku 2015 r. rozpoczęło publikację serii, dla której uznani prozaicy tworzą powieści inspirowane głośnymi wydarzeniami ostatnich lat.
Zarówno „Preparator" Huberta Klimko-Dobrzanieckiego, jak też „Inna dusza" Łukasza Orbitowskiego odnosiły się do głośnych zbrodni, które przewinęły się przez czołówki gazet. „I odpuść nam nasze..." Janusza Leona Wiśniewskiego miało być historią zabójstwa muzyka Andrzeja Zauchy i aktorki Zuzanny Leśniak popełnionego przez jej zazdrosnego męża.
Nazwisko autora obiecywało, że wybrzmią tu wątki melodramatyczne. W końcu mało kto potrafi tak opowiadać o namiętnościach jak Janusz L. Wiśniewski. Niestety, powieść rozczarowuje.
Postać Zauchy zupełnie autora nie interesuje. Ostentacyjnie ignoruje muzyka, który występuje tu pod irytującym mianem barda. Wiśniewski poprzedził pracę nad książką spotkaniami z zabójcą – francuskim twórcą teatralnym, który wyszedł na wolność w 2005 r. Pozostał w Polsce, założył rodzinę i pracuje jako scenarzysta pod zmienionym nazwiskiem. To on jest narratorem powieści, choć czasem mamy też do czynienia z tradycyjną narracją trzecioosobową. Z takiego punktu widzenia poznajemy tło i przebieg morderstwa.
Autor różnymi środkami zachęca czytelnika do empatii względem Francuza, a przynajmniej by spróbować go zrozumieć. Nie jest to łatwe zadanie, pewnie dlatego, że uporczywie stosuje technikę obrony przez atak. Atakuje więc „barda" i wiarołomną żonę aktorkę, a przede wszystkim cały tak zwany polski ciemnogród, który Francuz miał okazję obserwować od początku lat 80. aż po dzień dzisiejszy. Mamy tu zatem stereotypowy katalog polskich grzechów: powierzchowną religijność, hipokryzję, zaściankowość, nieżyczliwość aż po nieznajomość francuskich win i mordowanie karpi na Wigilię.