Martín Caparrós. Niepokój w prezencie

My, Argentyńczycy, jesteśmy znikąd – opowiada autor monumentalnego „Głodu”. Jego kolejny udany reportaż „Księżyc” trafi do księgarni w kwietniu.

Aktualizacja: 26.03.2018 18:25 Publikacja: 26.03.2018 18:08

Martín Caparrós miał 19 lat, gdy musiał wyjechać z Argentyny po zamachu stanu w 1976 r. Od tamtej po

Martín Caparrós miał 19 lat, gdy musiał wyjechać z Argentyny po zamachu stanu w 1976 r. Od tamtej pory mieszkał m.in. w Anglii, we Francji i w Hiszpanii. Napisał prawie 30 książek, w tym 11 powieści. „Księżyc” jest trzecią pozycją przetłumaczoną na polski

Foto: Alejandra Lopez/Wl

Zaczęło się od jubileuszu. Martín Caparrós, rocznik 1957, prozaik i reporter urodzony w Buenos Aires, postanowił wydrukować „Księżyc” w dwustu egzemplarzach i rozdać przyjaciołom na swoje 50. urodziny.

Jedna z kopii trafiła do jego hiszpańskiego wydawcy, który zaczął przekonywać Caparrósa, że warto podzielić się tymi osobistymi zapiskami z szerszą publicznością. I chociaż polski przekład ukazuje się niemal dekadę po oryginalnym wydaniu, a Argentyńczyk stworzył później dzieło życia – „Głód” (2015), które umocniło jego reporterską pozycję na świecie, to „Księżyc” czyta się bez poczucia przedawnienia.

– Nie lubię wracać do swoich książek, ale teraz, nie mając wyjścia, byłem zaskoczony, jak bardzo „Księżyc” jest intymny wobec moich innych publikacji – przyznaje Martín Caparrós w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. – Druga rzecz, która mnie uderzyła, to fakt, że kwestie, które wydają nam się nowe, naprawdę ciągną się od lat, jedynie zmienia się ich nagłośnienie w mediach.

Biali są niewidzialni

Genezą „Księżyca” była podróż, którą Caparrós odbył na zlecenie funduszu ludnościowego ONZ w 2006 r. Miał przeprowadzić rozmowy z dziesięcioma migrantami z różnych krajów, ale bez podróżniczego komfortu, tylko w ekspresowym tempie 30 dni. Stąd podtytuł książki „Od nowiu do nowiu”.

Pierwotnie rozmowy zostały opublikowane na wewnętrzny użytek ONZ, ale tamto doświadczenie i spotkani ludzie zainspirowali pisarza co najmniej do trzech książek reporterskich, w tym „Księżyca” oraz głośnego „Głodu” – jednej z najważniejszych pozycji non-fiction ostatniej dekady, nazywanej niekiedy reportażem totalnym.

„Księżyc” to dziennik podróży, przepleciony świadectwami uchodźców wojennych i migrantów ekonomicznych. Caparrós rozmawia z Afrykanami, którzy dryfowali na łupinach przez Atlantyk, z kobietami, które padły ofiarą handlu ludźmi, a także z dziecięcymi żołnierzami zmuszanymi do zbrodni tak długo, aż w końcu w niej zasmakowali.

Jednocześnie pisze na marginesie o swej historii rodzinnej, a także wątpliwościach i etyce zawodowej. Prześwietla siebie samego jako autora reportażu i zastanawia się, na ile możliwe jest dla reportera być „niewidzialnym” w narracji o innych ludziach. Oszczędny styl, przenikliwość, a jednocześnie bezpośredniość pozbawiona reporterskiego kombatanctwa sprawiają, że niewielki objętościowo „Księżyc” (200 stron, mały format) urasta do rangi pasjonującej i ważnej książki, stawiającej pytanie, czym w ogóle jest reportaż jako gatunek.

Caparrós stara się jednocześnie uchwycić paradoks podróżowania. Za sprawą swej intensywnej 30-dniowej wyprawy przez miasta, lotniska i hotele próbuje zapisać wewnętrzny stan swych rozmówców, którzy przemierzali czasami tysiące kilometrów w koszmarnych warunkach, zanim dotarli do celu. Zdaje sobie przy tym sprawę, że jest w tym fałsz, doświadczenie niemożliwe do zrekonstruowania dla białego podróżnika. Jednak Caparrós miał w życiu epizod zbliżający go do bohaterów i uwiarygodniający przed czytelnikami.

– Kiedy w 1976 r. doszło do zamachu stanu w Argentynie, miałem 19 lat i musiałem natychmiast wyjechać z kraju. Siedem lat nie mogłem wrócić, niektórzy moi przyjaciele stracili życie, ja również byłbym w niebezpieczeństwie, gdybym został – mówi pisarz, a w książce wspomina, jak znalazł się wówczas w Anglii, gdzie sprzątał domy.

Z drugiej strony stara się ważyć proporcje ryzyka i szybko dodaje: – Przyznaję, że w gruncie rzeczy podobało mi się tamto doświadczenie. Konieczność wyprawy w daleki świat, który mnie fascynował.

Przypomina także podstawową różnicę między sobą a większością migrantów w Europie: – Byłem białym blondynem i przez cztery lata nielegalnego pobytu we Francji nie zostałem nigdy wylegitymowany, podczas gdy wielokrotnie byłem świadkiem, jak służby zatrzymywały ciemnoskórych.

W latach 80. Caparrós wrócił do Argentyny, ale dziś mieszka w Barcelonie.

– Do pewnego stopnia czuję się Hiszpanem. Mój ojciec tu się urodził, ja także mam obywatelstwo. Jednak gdy Hiszpania gra mecz piłkarski z Argentyną, wtedy nie mam wątpliwości, że czuję się i jestem Argentyńczykiem. Oczywiście to łatwy wybór w moim przypadku, bo co tu dużo mówić, w futbolu jesteśmy najlepsi – mówi z uśmiechem reporter.

Jego korzenie są bardzo splątane. Dwójka dziadków pochodziła z Hiszpanii, jedna babcia z Rosji, a drugi dziadek z Polski. – Nie jestem wyjątkiem, tak wygląda rodowód wielu z nas. My, Argentyńczycy, jesteśmy tak naprawdę znikąd – mówi reporter i dodaje, że z jednej strony to może wydawać się straszne, ale z drugiej ułatwia pracę obserwatora.

Zmiany są niewidoczne

O ile Caparrós dotychczas jeździł po świecie, tropiąc problemy współczesnej cywilizacji, o tyle teraz one go dogoniły w Katalonii.

Eskalacja radykalnych nastrojów w Europie to dla pisarza szersze zjawisko, na które patrzy z pozycji podróżnika, obcokrajowca, a także historyka, którym jest z wykształcenia.

– Widać, że aktualne status quo nikogo nie zadowala. Wierzę jednak, że populizmy i nacjonalizmy w końcu się wypalą, bo nie proponują żadnych rozwiązań – podkreśla.

Na pytanie, czy jego praca może cokolwiek zmienić na lepsze, odpowiada z rezerwą: – Świadomość problemu to warunek konieczny do zmiany, ale niewystarczający. Będę usatysfakcjonowany, jeśli uda mi się zaniepokoić czytelników i zrobi im się niewygodnie – mówi. Wobec ogromu zła i niesprawiedliwości, jaką zobaczył i opisał, wciąż jednak wierzy, że świat zmienia się na lepsze.

– Za 20 lat pewnie nie będzie tego widać, ale gdy przeanalizujemy, jak wyglądała rzeczywistość 500 lub 1000 lat temu, to widzimy, że generalnie mamy się dużo lepiej – mówi i zaraz dodaje: – Co nie znaczy, że zmiana nastąpi samoczynnie. Jest lepiej, bo w historii było wielu ludzi, zresztą nadal są, którzy robili coś w dobrym kierunku – kończy Argentyńczyk.

Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki
Literatura
Ernest Bryll: zapomniany romantyk i Polak stojący w kolejce