Amerykanin ma problem, bo trzy razy uniknął kontroli antydopingowej. Nie było go w miejscu deklarowanego pobytu 16 stycznia, 26 kwietnia i 9 grudnia ubiegłego roku. Został tymczasowo zawieszony, do wyjaśnienia sprawy.
To nie oznacza jeszcze wyroku i dyskwalifikacji, ale sytuacja Colemana jest o tyle skomplikowana, że już kilka miesięcy temu wykpił się od kary tylko dzięki prawniczej sztuczce.
Wszyscy sportowcy objęci systemem kontroli antydopingowej muszą zgłaszać miejsce swojego pobytu w systemie ADAMS. Zgłoszenie takie zawiera m.in. oznaczenie 60-minutowego przedziału czasowego między 5.00 i 23.00, kiedy sportowiec będzie pod danym adresem obecny i gotowy na niezapowiedzianą kontrolę. To wymóg, z którym sprinter od dawna jest na bakier.
Coleman z powodu unikania kontroli mógł zostać zawieszony już w ubiegłym roku. Agenci Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA) nie mogli go znaleźć 6 czerwca 2018 roku, ale adwokaci w trakcie postępowania wyjaśniającego dowiedli, że wpadka ta powinna być antydatowana na 1 kwietnia, czyli pierwszy dzień kwartału kontrolnego. Amerykanin uniknął dzięki temu zawieszenia, bo pierwsze i trzecie wykroczenie dzieliło ponad 12 miesięcy.
Skazany za zakupy
Sprinter zapewnia oczywiście, że jest niewinny. Oświadczenie, w którym broni dobrego imienia, opublikował jeszcze zanim stojąca na straży uczciwości w lekkiej atletyce Athletics Integrity Unit (AIU) poinformowała o jego zawieszeniu. Inna sprawa, że Coleman tłumaczy się w sposób dziecinny, bo w trakcie kontroli był na zakupach i agenci USADA mogli po prostu do niego zadzwonić.