Górski Karabach: Zapowiedź długiej wojny

Konflikt z Górskiego Karabachu rozprzestrzenia się: obie strony ostrzeliwują rakietami miasta przeciwnika.

Aktualizacja: 04.10.2020 20:16 Publikacja: 04.10.2020 18:39

Stepanakert, stolica samozwańczej Republiki Górskiego Karabachu. Ten budynek miał zostać uszkodzony

Stepanakert, stolica samozwańczej Republiki Górskiego Karabachu. Ten budynek miał zostać uszkodzony podczas sobotniego ostrzału przez wojska azerbejdżańskie

Foto: AFP

„Podjęliśmy środki odwetowe" – poinformowało azerskie ministerstwo obrony. Wcześniej armeńskie rakiety spadły na azerbejdżańskie miasta Gandża, Terter i Goradiz.

Armeńscy wojskowi z Armii Obrony Górskiego Karabachu oświadczyli, że zniszczyli lotnisko w Gandżi (położone najbliżej linii frontu). Azerowie poinformowali z kolei, że trafione zostały „nieruchomości prywatnych osób i budynki zabytkowe".

Baku nie podało, jaki odwet szykuje, ale w niedzielę rano rozległy się eksplozje w Stepanakercie, stolicy separatystycznego Karabachu. Znajdujący się na miejscu dziennikarze twierdzą, że azerski atak zniszczył miejscową elektrownię i całe miasto pogrążyło się w ciemnościach. Inni uważają, że mieszkańcy sami wyłączają oświetlenie, by utrudnić Azerom celowanie.

Obwiniani dziennikarze

Mimo że w ciągu ostatnich dwóch dekad na linii zawieszenia broni kilkakrotnie dochodziło do starć, Stepanakert nie był atakowany. Obecne uderzenia na miasto są pierwszymi od ćwierć wieku.

Na miejscu atak doprowadził do niespodziewanych efektów. Pod hotelem, w którym mieszkają dziennikarze, dochodzi do bójek z miejscowymi mieszkańcami. – (Azerowie) namierzają miejsca zwiększonego ruchu w internecie i ostrzeliwują je – wyjaśnił jeden z ormiańskich wojskowych. Mieszkańcy oskarżają dziennikarzy, że swoimi połączeniami na żywo i przekazywaniem materiałów ściągają ostrzał przeciwnej strony. Sami korespondenci też zauważyli, że w pięć–dziesięć minut po nadaniu materiałów miejsce, skąd to robili, jest ostrzeliwane przez artylerię i drony.

Na samej linii frontu toczą się walki, ale nie doprowadza to do jej znaczących zmian. Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew uroczyście ogłosił w niedzielę zajęcie miasteczka Dżyrakan, 15 km na północ od granicy z Iranem. Wcześniej Azerowie informowali o zdobyciu siedmiu wiosek. – Dżyrakan został wyzwolony – oświadczył prezydent na Twitterze.

Znawcy problemów Kaukazu uważają, że sprawy Karabachu nie da się rozwiązać za pomocą wojny. – Może jeden lub dwa regiony przejdą pod kontrolę innej armii, ale to nie zmieni fundamentalnych problemów. Nawet jeśli Azerbejdżan będzie w stanie opanować większość utraconego terytorium, to nadal nic nie zmieni. To jest dla Ormian realne miejsce, gdzie żyją dziesiątki tysięcy ludzi, to już jest dla nich święte miejsce. Nawet przy ogromnym sukcesie Azerbejdżanu ten fakt się nie zmieni – sądzi brytyjski dziennikarz i pisarz Thomas de Waal.

Prezydent Górskiego Karabachu (niebędącego formalnie częścią Armenii) już zapowiedział długą wojnę na wyczerpanie. – Musimy być gotowi do długiego konfliktu, w przeciwnym razie będziemy mieć problem z realizacją naszego prawa do pokojowego życia w naszej ojczyźnie – stwierdził Araik Arutiunian.

Rosjanie nie wchodzą

Na razie nic nie wskazuje jednak na to, by zbrojny konflikt miał się zakończyć, choćby poprzez międzynarodową mediację. Prezydent Armenii Nikol Paszynian odrzucił początkowo możliwość pojawienia się w strefie konfliktu międzynarodowych sił rozjemczych. Nie zwrócił się też o pomoc do postsowieckiego sojuszu wojskowego ODKB (zdominowanego przez Rosję). Obecnie nie wyklucza jednak stacjonowania na granicy Karabachu oddziałów rosyjskich. – Takie problemy mogą być omawiane w szerszym kontekście w Mińskiej Grupie OBWE – powiedział. Istniejącej od 1992 roku grupie udało się przerwać pierwszą wojnę o Karabach (w latach 1989–1994), ale przed wybuchem obecnych walk nie wykazywała oznak działalności. Trzy współprzewodniczące jej kraje, USA, Francja i Rosja, teraz już dwukrotnie wzywały do zakończenia konfliktu.

Ale Ankara – która wspiera Baku – już nazwała te wezwania „nieszczerymi", gdyż pochodzą od państw, które „latami nie mogą znaleźć sprawiedliwego rozwiązania konfliktu". Od początku konfliktu jeden z trzech współprzewodniczących grupy, mający największe wpływy w regionie, czyli prezydent Putin, nie kontaktował się z przywódcą Azerberjdżanu Alijewem. Rozmawiał jedynie z prezydentem Armenii, ale Paszynian sam do niego zadzwonił. Putin prawdopodobnie czeka, aż Alijew pierwszy wykona ruch w jego stronę. Ale na siły pokojowe muszą się zgodzić obie strony.

„Podjęliśmy środki odwetowe" – poinformowało azerskie ministerstwo obrony. Wcześniej armeńskie rakiety spadły na azerbejdżańskie miasta Gandża, Terter i Goradiz.

Armeńscy wojskowi z Armii Obrony Górskiego Karabachu oświadczyli, że zniszczyli lotnisko w Gandżi (położone najbliżej linii frontu). Azerowie poinformowali z kolei, że trafione zostały „nieruchomości prywatnych osób i budynki zabytkowe".

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Konflikty zbrojne
ONZ: Izrael stosuje głód jako broń? To może być zbrodnia wojenna
Konflikty zbrojne
Pieskow o planach zamknięcia Telegrama. Rzecznik Kremla ostrzega twórców komunikatora
Konflikty zbrojne
Rosja uderzy w Litwę z Białorusi? Pojawiają się niepokojące sygnały
Konflikty zbrojne
Władimir Putin mówił o tym czy Rosja mogłaby zaatakować Polskę
rozmowa
Tadżycki opozycjonista: Modlę się, żeby nie było żadnych ataków w Polsce