Angela Merkel przedstawiła ideę konferencji w sobotę na Kremlu, gdzie przez cztery godziny rozmawiała w cztery oczy z Władimirem Putinem. Libia nie była oczywiście jedynym tematem spotkania.
Spotkanie było znaczenie wcześniej zaplanowane, jednak sprawy regionu Bliskiego Wschodu zdominowały rozmowy na Kremlu. – Konferencja dotycząca Libii została pomyślana jako odpowiedź Berlina na pojawiającą się coraz częściej krytykę, iż Niemcy starają się trzymać na dystans od ważnych problemów międzynarodowych – mówi „Rzeczpospolitej” Gunter Mulack, szef Niemieckiego Instytutu Orientalnego. Problem w tym, że prezydent Putin nie przyjął propozycji Merkel z entuzjazmem. – To krok w dobrym kierunku – oznajmił jedynie na końcowej konferencji prasowej. Warunkiem zwołania berlińskiej konferencji miało być wstępne porozumienie w Moskwie walczących w Libii stron. Jednak te negocjacje Kreml trzymał w tajemnicy do ostatniej chwili. Kanclerz Merkel mogła posiadać wiedzę o tym jedynie ze źródeł wywiadowczych.
Libijscy przywódcy przybyli w poniedziałek do Moskwy rozmawiali jednak wyłącznie przez pośredników. Po wielu godzinach dyskusji okazało się, że gen. Chalifa Haftar, próbujący obalić uznawany przez społeczność międzynarodową rząd Fajiza Sarradża, nie jest gotów do kompromisu.
Zgodził się jedynie na krótki rozejm, który Putin uzgodnił kilka dni wcześniej z prezydentem Erdoganem. Rosja i Turcja wspierają przeciwne strony w konflikcie i ich porozumienie wydawało się stwarzać właściwą atmosferę prowadzącą do zawieszenia broni. Weszło ono w życie w minioną niedzielę. Plan Angeli Merkel zakładał, że rozejm będzie trwały i 19 stycznia mogłaby się rozpocząć konferencja libijska w Berlinie. Rzecznik niemieckiego rządu twierdził w poniedziałek jedynie, że termin konferencji nie został ustalony.
– Zastanawiające, że Putin nie zdołał przekonać w Moskwie gen. Haftara do wstępnych uzgodnień z premierem Sarradżem. Nie wiadomo też, czy czynił takie próby – zwraca uwagę Gunter Mulack. Przy tym wykształcony w Rosji Haftar jest klientem Moskwy zaopatrywanym nie tylko w broń. Po jego stronie walczą też rosyjscy najemnicy z grupy Wagnera – paramilitarnej organizacji na usługach Kremla. Ich liczebność jest oceniana przez prezydenta Erdogana na ponad 2 tys. bojowników. Jak zapewniał Putin na konferencji prasowej z Merkel, nie reprezentują oni rosyjskich interesów i nie są finansowani przez państwo rosyjskie.