Władze samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej (DRL i ŁRL) na wszelkie sposoby próbowały w niedzielę zachęcić mieszkańców do głosowania. Wybierano przywódców „republik” oraz deputowanych nieuznawanych na świecie parlamentów. Pod lokalami wyborczymi pojawiły się jarmarki, gdzie kiełbasę, miód czy ser sprzedawano nawet 30 proc. taniej. Za udział w wyborach rozdawano kupony, które można było wymienić na różne nagrody. Z relacji rosyjskich rządowych mediów można się dowiedzieć, że mieszkańcy Donbasu masowo ruszyli do urn, by zagłosować w „demokratycznych i otwartych wyborach”.
Ukraińskie media relacjonują z kolei, że za brak udziału w wyborach separatyści grozili wstrzymaniem emerytur wypłacanych obecnie z rosyjskich funduszy. Od tych funduszy zależą też pracownicy lokalnych urzędów, szkół, uniwersytetów i szpitali, którzy musieli iść do urn, by nie stracić pracy. Ukraińscy dziennikarze podliczyli, że władze samozwańczych republik otworzyły trzykrotnie mniej lokali wyborczych, niż wymagałaby tego liczba zarejestrowanych tam mieszkańców. Wszystko po to, by upozorować długie kolejki.
– Wiemy, że głosowały też tysiące rosyjskich żołnierzy i najemników, których przebrano i wydano paszporty DRL oraz ŁRL. Od początku te tak zwane wybory były operacją rosyjskich służb specjalnych. Wynik nikogo nie zaskoczył – mówi „Rzeczpospolitej” kpt. Ołeksij Arestowycz, znany ukraiński analityk wojskowy.
– Przyłączenia do Rosji raczej nie będzie. Moskwa i tak wszystko tam kontroluje. Dzisiaj w Donbasie znajduje się około 4 tys. żołnierzy regularnej rosyjskiej armii. Tlący się konflikt opłaca się Kremlowi, ponieważ ciągle destabilizuje sytuację na Ukrainie – twierdzi.
Kilka dni temu Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) podawała, że decyzja o wyniku wyborów i frekwencji zapadła już wcześniej na Kremlu. Przepowiednia SBU się sprawdziła. Wybory w Doniecku z ponad 60-proc. poparciem „wygrał” Denis Puszylin, który wcześniej reprezentował DRL w rozmowach pokojowych w Mińsku. Stał też na czele parlamentu samozwańczej republiki. Przed wybuchem wojny na wschodzie Ukrainy był aktywnym działaczem donieckiej filii znanej rosyjskiej piramidy finansowej MMM oferującej kilkakrotny wzrost oszczędności w ciągu ledwie kilku tygodni. Zajął miejsce poprzedniego lidera prorosyjskich separatystów Aleksandra Zacharczenki, który w sierpniu zginął w wybuchu w Doniecku.