Wystąpienie ministra Gabriela to dobry przykład na tryumf pragmatyzmu nad emocjami, co powinno cechować mądrą dyplomację. Polska zdążyła w ciągu minionych dwóch lat oskarżyć Niemcy o to, że chcą narzucać swoją wolę całej Europie używając instytucji unijnych jako bezwolnych narzędzi do realizacji własnych narodowych celów (słychać to było z ust polityków PiS zwłaszcza tuż przed i tuż po przedłużeniu kadencji Donalda Tuska na stanowisku szefa RE). Publicznie pouczaliśmy Angelę Merkel w kwestii polityki migracyjnej tłumacząc jej jak dziecku, że popełniała błąd za błędem ws. uchodźców, czego można było uniknąć, gdyby słuchała rozsądnych polityków pokroju Marka Suskiego. Wypomnieliśmy też Niemcom II wojnę światową, wracając do tematu reparacji, które – z perspektywy Berlina – są tematem zamkniętym. To bagaż wystarczająco duży, by ochłodzić relacje między państwami do poziomu, w którym ich przedstawiciele po rytualnym uścisku ręki odwracają się do siebie plecami.