Na samym końcu dość spokojnej kampanii w PiS pojawił się nowy ton. Wrócił wątek dokończenia reformy sądownictwa, a potem temat wymiany elit. Najpierw gospodarczych, a w środę prezes Kaczyński w mocnym wystąpieniu mówił również o elitach władzy, kulturalnych, które – jeśli nie będą pracować dla PiS – będą piętnowane. Równocześnie kandydat tej partii z Warszawy snuł wizje przeprowadzenia antykomunistycznych czystek w wojsku oraz wśród dziennikarzy, którzy okazali się „czarnymi owcami". Choć akurat atak na media, które nie chcą wspierać tej władzy, jak refren już od dłuższego czasu powtarza się w wypowiedziach różnych polityków PiS.

Interpretacje tego zaostrzenia retoryki mogą być dwie. Pierwsza taka, że PiS się obawia, iż twardy elektorat nie czuje się dość zmobilizowany. Paliwo smoleńskie przestało działać – zresztą ostatnio sporo publikacji pokazało blamaż w sprawie wraku i śledztwa – więc by twardy elektorat poszedł głosować, trzeba wrócić do radykalnej retoryki. Druga interpretacja mówi, że czujność prezesa PiS obniżyły dobre sondaże i wrócił do swego naturalnego języka.

Skutek może być jeden – powrót do radykalnej retoryki może paradoksalnie zdemobilizować niektórych wyborców. Czy dopieszczając na finiszu twarde jądro, PiS nie odstraszy elektorów umiarkowanych? Tak było rok temu tuż przed wyborami samorządowymi, tak też było osiem lat temu, gdy na końcu niezłej kampanii Kaczyński zaczął nagle snuć teorie o agenturalnych związkach Angeli Merkel. Czy tak będzie i tym razem, dowiemy się w niedzielę wieczorem.