W MSZ dochodziło do masowych czystek, kryterium zatrudnienia była lojalność partyjna, a nie umiejętności dyplomatyczne. Tromtadracji co niemiara, opowieści o tym, jak to Polska wstaje z kolan. Ale jak przychodziło co do czego, okazywało się, że efekty „dobrej zmiany" są opłakane. Zamiast wzmacniać naszą niełatwą – z powodu położenia geopolitycznego – sytuację międzynarodową, otwieraliśmy coraz to nowe fronty sporów. Żartowano nawet, że jedynym sąsiadem, z którym rząd Beaty Szydło nie popsuł sobie relacji był Bałtyk.

Niestety, niewiele lepiej wygląda bilans „dobrej zmiany" w polskiej armii. I tu znów było mnóstwo ruchu, mnóstwo gadania, mnóstwo dymisji, ale stan polskiego bezpieczeństwa w zakresie zależnym od nas znacząco się nie poprawił. Owszem, niezwykle ważnym wydarzeniem była decyzja szczytu NATO o wzmocnieniu wschodniej flanki. Do Polski przyjechali amerykańscy żołnierze, którzy istotnie zmieniają naszą sytuację. Niezłym posunięciem było powołanie – planowane zresztą też przez poprzedników – Wojsk Ochrony Terytorialnej. Wreszcie podpisano też umowę na pierwsze elementy systemu przeciwrakietowego Patriot. Ale można odnieść wrażenie, że dla poprzedniego ministra obrony narodowej znacznie ważniejsza była pamięć o żołnierzach Wyklętych, stawianie kolumn niepodległości czy wyrzucanie żołnierzy, którzy awansowali za czasów jego poprzedników, niż modernizowanie armii.

Z wielkich projektów unowocześniania nie zostało wiele, a symbolem dobrej zmiany będą remonty starych śmigłowców, czołgów i przemalowywanie stalowych hełmów, bo brakło determinacji by kupić nowe. Wszystko w atmosferze wielkich podejrzeń i lustrowania całej armii i opowieści o zdradach oraz strasznych przestępstwach, choć żaden bodaj z wielkich skandali za czasu Antoniego Macierewicza nie doczekał się wyroku w sądzie.

Obecny minister nie jest aż tak zapiekły ideologicznie jak jego poprzednik. Ale po pół roku mamy prawo już pytać, co się dzieje z naszą armią. Dlatego będziemy w „Rzeczpospolitej" prezentować raporty dotyczące kolejnych rodzajów sił zbrojnych. Niestety wnioski z nich nie napawają szczególnym optymizmem. Marynarka wojenna, którą analizujemy w pierwszym odcinku, znajduje się w stanie zapaści. Nasza flota jest przestarzała (jedyne sprawne dwa okręty podwodne mają 50 lat) i jeśli nie nastąpi radykalne przyspieszenie, już za kilka lat nie będziemy w stanie obronić naszego wybrzeża. Nie tak miała przecież wyglądać dobra zmiana.