To był teatr jednego aktora z masą statystów. Aktora – jak na polskie warunki – wybitnego, który umie nauczyć się roli na pamięć, a drobne potknięcia przekuć w walor naturalności. Wszystko miało swoje miejsce i perfekcyjnie wybrany moment, nawet zdjęcie marynarki przez lidera-spikera. Biedroń odgrywał sam wszystkie role, nie było konferansjera, nudnych przemówień i tępo wpatrzonych w dal twarzy na zapleczu lidera. Publiczność wchodziła w interakcję z przemawiającym i była pełna niekłamanego entuzjazmu i wzruszenia.

Co to oznacza dla politycznej konkurencji? Powstaje nowa partia lewicy. Bo – czy tego Robert Biedroń chce czy nie – przedstawiony przez niego program jest lewicowy, choć w nowym ugrupowaniu nazywa się to progresywizmem. Lewicowy, lecz mierząc standardami zachodnimi – mało radykalny, sytuujący nową partię gdzieś w centrum socjaldemokracji. I choć w Polsce niektóre postulaty brzmią radykalnie – np. legalna aborcja do 12. tygodnia ciąży, renegocjacja konkordatu, legalizacja związków partnerskich, długofalowe i systemowe podnoszenie płacy minimalnej albo wprowadzenie minimalnej emerytury obywatelskiej – to mieszczą się one w kanonie propozycji Partii Pracy czy SPD, nie mówiąc o greckiej Syrizie, która jest znacznie bardziej na lewo. Tyle że koledzy z Zachodu potrafią także przeważnie wskazać źródła finansowania takich pomysłów, a Biedroń tym akurat głowy sobie nie zawraca. Być może wyszedł z podobnego założenia co PiS, że kiedy ludzie poczują poprawę w portfelu, nikt jej autora nie będzie pytać o to, skąd wziął pieniądze. By jednak takich działań spróbować, trzeba wygrać wybory i uzyskać większość, a na to się raczej nie zanosi. „Zwiększymy odpowiedzialność polityków za wypowiadane słowa" – obiecał Biedroń i może warto mu życzyć, by tę zasadę wypraktykował także na sobie, bo inaczej czeka go koniec taki, jak innych ruchów i partii opartych na indywidualnym entuzjazmie lidera – ruchu Palikota czy Kukiz'15.

„Niech już się dzisiaj boją, zapukamy do ich drzwi" – mówił Biedroń o politykach, którzy łamią prawo w Polsce, zapowiedział także Trybunał Stanu dla tych, którzy złamali konstytucję. Mówił też o wielkich interesach prezesa. Ale dostało się również PO, choćby za to, że „nigdy nie było czasu na prawa kobiet". To jest przecież walka o głosy tych, którzy czekają na trzecią drogę i przełamanie logiki wyniszczającej walki między PO i PiS. Do jesieni będzie wiadomo, czy Wiośnie uda się zostać na dłużej.