Były premier i p.o. Przewodniczący Platformy zaczyna od motywowania swoich partyjnych kolegów, koleżanek i ścisłego rdzenia zwolenników partii. Trudno się dziwić. Bo przed jego powrotem partia niebezpiecznie dla niej samej zbliżała się do punktu, w którym wszyscy powoli zaczynali tracić wiarę w to, że uda się pokonać PiS, albo chociaż wrócić na tron lidera partii opozycyjnej. I pod tym względem na pewno udało mu się wlać w PO optymizm co do przyszłości. Kolejne kroki będą jednak trudniejsze.

- Od razu atmosfera się zmieniła - rzuca “Rzeczpospolitej” uradowany członek Rady Krajowej PO po głosowaniu, w którym bez jednego głosu sprzeciwu Tusk został wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej. Zgodnie ze statutem, Tusk jako najstarszy wiceprzewodniczący został po rezygnacji Borysa Budki p.o. przewodniczącym partii. W trakcie poprzedzającego Radę posiedzenia zarządu panowała koncyliacyjna atmosfera - wynika z naszych informacji. Nikt Tuskowi wyzwania - przynajmniej oficjalnie - nie rzucił. A dziś na Radzie Krajowej było najlepiej widać, kto cieszy się z powrotu Donalda Tuska najbardziej, a kto najmniej. Im dalej pokoleniowo od Tuska, tym radość była mniejsza, a miny nietęgie, podobnie jak chęci do rozmów z dziennikarzami. Najbardziej z powrotu Tuska niezadowoleni są być “młodzi”. Rafał Trzaskowski jeszcze w tym tygodniu mówił o tym, że jest gotów wziąć odpowiedzialność za PO. Po entuzjastycznym przyjęciu Tuska na Radzie Krajowej, a wcześniej aksamitnym przejęciu władzy nie jest jednak jasne, kiedy w praktyce się odbędą. Pewne jest tylko, że we wrześniu PO czekają wybory regionalne. Były premier jest całkowicie zdeterminowany - powtarzali w sobotę jego zwolennicy. Zapowiada - tak jak pisała “Rzeczpospolita” objazd kraju, ma też - aby budować kontrast dla PiS - często spotykać się z dziennikarzami i odpowiadać na wszystkie pytania.

Pierwszym zadaniem Tuska było - co wybrzmiewało wielokrotnie w jego mowie - przekonanie ludzi Platformy, że ich partia może z powrotem wygrywać. Niczym mówca motywacyjny albo coach Tusk podkreślał, że PiS wcale nie jest tak silny, a Platforma - tak słaba. “PiS jest silny nasza słabością”, “uwierzcie w siebie”, “Nie wygra ten, kto nie wierzy we własne siły” - Tusk zaczął swoją polityczną reaktywację od próby wlania w PO nowego ducha. Który rzeczywiście przez ostatnie miesiące, a być może lata uciekał ( poza krótką chwilą, jaką była kampania wyborczą Rafała Trzaskowskiego), a świeżość, energię i zaangażowanie w polityce przejmował Szymon Hołownia, który dla przywódczej roli PO na opozycji jest śmiertelnym zagrożeniem. Tusk wkroczył jednak w chwili, gdy “projekt” można jeszcze próbować podnieść z poziomu trzeciego miejsca i 12-13 proc. Zawsze jako premier miał dobre wyczucie czasu, a to kluczowe w polityce: Kiedy atakować, kiedy się bronić, kiedy potrzebna ofensywa, a kiedy - taktyczny odwrót. Teraz wyczuł turbulencje w PiS, a jednocześnie swój moment do politycznego przejęcia “projektu”. Motywowanie członków PO i działaczy, aktywistów to fundament. Sądząc po reakcjach na Radzie Krajowe i na Twitterze, to zadanie już się częściowo udało. To jednak nie wszystko.

Druga sfera to próba narzucenia czarno-białej osi podziału, w której naprzeciwko PiS jest PO, a naprzeciwko PO - PiS. Tu nie ma być miejsca na na cieniowanie. To drugie zadanie Donalda Tuska. Powrót czystej polaryzacji to powrót do sytuacji, gdy to PO rozdaje karty. Tu wiele zależy nie tylko od Tuska i jego politycznej sprawności w zmieniającej się bardzo szybko Polsce, ale też determinacji Szymona Hołowni, Władysława Kosiniaka-Kamysza i Lewicy w ustawieniu się wobec tej starej-nowej politycznej sytuacji z Tuskiem jako przewodniczącym PO. Teraz PO będzie liczyć na skok w sondażach, ale można pytanie czy będzie i na ile będzie trwały.

Jedno jest pewne: dla wszystkich zaczyna się nowa gra. Też dla młodych w Platformie, którzy - delikatnie rzecz ujmując - nie mieli najlepszego tygodnia. Są jednak potrzebni, jeśli PO chce liczyć na zwycięstwo i poszerzenie elektoratu, a nie jedynie na odzyskanie “tronu” na opozycji. Bo to przecież nie to samo. Spór pokoleniowy i ideowy w partii Tuska wcale się jednak nie skończył. Wszedł po prostu w nową, inną, trudniejsza i być może bardziej bolesną fazę. Można też już z całą pewnością powiedzieć: Sezonu “ogórkowego” nie będzie. Bo aby operacja “powrót Tuska” się udała, były premier potrzebuje sukcesów i politycznego impetu już na samym początku. Czyli teraz. Ale znając Tuska, on o tym też doskonale wie.