Jest wręcz odwrotnie. Rezygnacja tylko potwierdza, że dziennikarze zdobyli twarde dowody. Tym ważniejsze staje się wyjaśnienie, czy Piebiak organizował, czy tylko afirmował akcję hejtu skierowanego przeciw sędziom.

Niezależnie jednak od tego, jego współudział w aferze wydaje się przesądzony. Co gorsza, w sprawie mamy do czynienia prawdopodobnie z czymś znacznie poważniejszym, niż jedynie „współudział” wiceministra. Zapis korespondencji dowodzi, że Piebiak nie był jedynym pracownikiem Ministra Sprawiedliwości, który uczestniczył w procederze zniesławiania sędziów. W tekstach pojawia się jeszcze postać jego współpracownika „Kuby” (Onet wskazuje, że chodzi o Jakuba Iwańca). Jeśli w istocie w ramach MS sprawą organizowania hejtu na sędziów zajmowała się grupa ludzi, a więc nieformalna struktura, sprawa ociera się o kategorię grupy przestępczej.

Innym wątkiem obciążającym resort sprawiedliwości jest kwestia wynagradzania „Emilia”. W zapisie rozmów Piebiaka z organizatorką hejtu, „Emilia” domaga się podwyżki, zaś minister wyraźnie potwierdza taką możliwość. Mamy zatem ślad, że akcja zniesławiania mogła być finansowana z budżetu ministerstwa. Jeśli tak, a trudno sobie wyobrazić, że pieniądze były przekazywane w sposób nieformalny, należy natychmiast zabezpieczyć dokumenty na podstawie których wypłacano „Emilii” pieniądze. Co więcej, można się spodziewać w tych dokumentach poświadczania nieprawdy, bo trudno założyć, że przedmiotem zlecenia była „akcja internetowa zniesławiania sędziów”.

Ale i to nie wszystko. Na sprawę nakładają się dodatkowo nadużycia przepisów RODO, bo przekazywanie osobom postronnym danych adresowych sędziów właśnie tak należy kwalifikować.

Podsumowując: jeśli ustalenia dziennikarzy Onet się potwierdzą, ujawniona przez portal korespondencja okaże się nie tylko dowodem działań urągających elementarnemu poczuciu przyzwoitości, ale również piramidą naruszeń prawa, które obciążają urzędników i samo ministerstwo. Z tej perspektywy rezygnacja Łukasza Piebiaka musi być uznana jedynie za początek rozliczania sprawy (można pewnie nazwać już ja aferą) organizowania hejtu przeciw sędziom Iustitii. Dużo ważniejsze jest kontynuowanie niezbędnych procedur w MS, a zwłaszcza wszczęcie postępowania prokuratorskiego. Tylko bowiem działania prokuratury są w stanie oczyścić resort z podejrzeń o nadużywanie prawa wobec przeciwników politycznych, czyli praktyczny „putinizm”. To również jedyna ścieżka dla Zbigniewa Ziobry, skądinąd Prokuratora Generalnego, który musi udowodnić opinii publicznej, że nie jest „szefem” z korespondencji Łukasza Piebiaka, swojego najbliższego współpracownika, z Emilią. Ważne, by zrozumiał, że właśnie stanął nad przepaścią i innej ścieżki ratunku nie ma.