Gdybym ja nie wynajmował, to mieszkanie stałoby puste – stwierdził marszałek Stanisław Karczewski tłumacząc się z tego, że Senat płaci za wynajem willi w rządowym kompleksie. Zapewnił, że pieniądze zostają w budżecie państwa bo za wynajem Senat płaci Kancelarii Premiera, więc to jak przekładanie z jednej kieszeni do drugiej. A więc wszystko jest w porządku.
Być może dla marszałka Karczewskiego jest wszystko w porządku. Sęk w tym, że jego słowa do złudzenia przypominają dwie historie z przeszłości. Półtora roku temu z mównicy w Sejmie Beata Szydło broniła swojej decyzji o przyznaniu ministrom (i samej sobie) wysokich nagród mówiąc: im się te pieniądze po prostu należały. Dla pani premier też wszystko było w porządku. Kłopot w tym, że wyborcy byli innego zdania. Stanisław Karczewski zdaje się nam dziś mówić, że to mieszkanie po prostu mu się należy.
Drugie skojarzenie to tłumaczenia kancelarii Sejmu w sprawie lotów byłego już marszałka Marka Kuchcińskiego. Skoro Kuchciński leciał samolotem, to po co miał wozić powietrze? Skoro już skarb państwa ponosił koszty przelotu, zabranie na pokład dodatkowych osób – żony, dzieci, znajomych posłów, ich żon, nie generowało dodatkowych kosztów – tłumaczyło biuro prasowe Sejmu. To, że te osoby leciały za darmo – na co nie mogą liczyć inni obywatele – tylko dlatego, że były krewnymi lub znajomymi marszałka, nie było dla Sejmu istotne. Nie, kancelaria twierdziła, że wszystko jest w porządku. Marszałek Karczewski po prostu nie chce by rządowa willa marnowała się pusta.
Najdziwniejsze w tłumaczeniach Karczewskiego jest to, że on uważa, że nic się nie stało. Nie widzi rozdźwięku między deklaracjami o pracy, pokorze i umiarze, z czerpaniem całymi garściami z przywilejów jakie daje władza. Że mieszkanie w luksusowym kompleksie rządowym chronionym przez 24 godziny na dobę przez funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa, przepięknie położonym między Belwederem, Łazienkami i... ambasadą Federacji Rosyjskiej w żaden sposób nie kłóci się z jego wcześniejszymi słowami skierowanym do młodych lekarzy, że nie można pracować wyłącznie dla pieniędzy ale też dla idei.
Oczywiście, Marszałek Senatu jest formalnie trzecią osobą w państwie. Nie powinien jeździć starym gratem, nie powinien mieszkać w mysiej dziurze.