Decyzje podjęte na szczycie w Brukseli w postaci odwołania ambasadora UE w Moskwie ujawniają tą bezsilność raz jeszcze. Tak samo jak sankcje dyplomatyczne wielu stolic UE. Są bez wątpienia wyrazem bezprzykładnej solidarności z Wielką Brytania oraz jedności europejskiej.
Także przejawem tego, że Europa zdaje sobie doskonale sprawę z jakim wezwaniem ma do czynienia. Na tym koniec.
Nic więcej zrobić nie może jak po raz kolejny pogrozić palcem wybranemu właśnie po raz kolejny ogromną większością głosów przywódcy Rosji, który w oczach swych rodaków zasługuje , być może słusznie, na przydomek zbawcy narodu. Rosja Putina jest nie tylko mocarstwem militarnym ale i państwem z którym Europa musi i pragnie współistnieć pokojowo. W takich warunkach Kreml może przekraczać właściwie bezkarnie kolejną granicę wiedząc doskonale, że w gruncie rzeczy nic mu nie grozi. Europa nie ma po prostu czym Putina straszyć. Na pewno nie rakietami czy czołgami. Do takiej sytuacji Putin nie doprowadzi.
Z sankcjami ekonomicznymi wprowadzonymi po aneksji Krymu jest niemal tak samo jak z obecnymi sankcjami dyplomatycznymi. Te pierwsze przynoszą wprawdzie pewne efekty ale z założenia nie mogą kłaść się zbyt wielkim ciężarem na codziennej egzystencji całego narodu. Europa nie walczy z Rosją. Wrogiem jest Putin i jego system.
Dlatego też nie ma mowy o sankcjach ekonomicznych z prawdziwego zdarzenia jak chociażby podjęcie politycznej decyzji w sprawie zablokowania Nord Stream 2, gazociągu, którego budowa jest w gruncie rzeczy zgodna z obowiązującym unijnym prawem.