Mieszkańcy krajów muzułmańskich to wiedzą, mają to na co dzień. Co najmniej dziewięć na dziesięć ataków terrorystycznych na świecie jest u nich. Nie zawsze na muzułmanów, często na stanowiących mniejszość chrześcijan czy na obcokrajowców. Ale w zamachach giną rocznie tysiące wyznawców islamu z rąk terrorystów, którzy uważają, że to ich islam jest prawdziwy i trzeba przelać morze krwi, by to on zwyciężył.
Często dochodzi do zamachów na meczety, w ostatnich dniach kilka takich było w Nigerii. Ale niewielu Europejczyków się o nich dowiedziało. Nigeria jest daleko, daleko jest Pakistan i Afganistan. Egipt, w tym znany z folderów turystycznych półwysep Synaj, znacznie bliżej, po drugiej stronie Morza Śródziemnego.
Na Synaju, w jego północnej części, tam, gdzie w piątek wybuchły bomby w zatłoczonym meczecie w Bir al-Abed, toczy się cicha wojna, w której giną egipscy chrześcijanie – Koptowie, policjanci i żołnierze. Prowadzą ją dżihadyści, wielu z nich podległych tzw. Państwu Islamskiemu. Tym razem ich celem byli sufici, muzułmanie skupieni na mistycyzmie, medytacjach, śpiewach i rozważaniach. Znienawidzeni przez wojujących dżihadystów, uznawani przez nich za niewiernych. Zamach na modlących się i to w piątek, święty dzień w islamie, to symbol bezwzględności i szaleństwa dżihadyzmu.
Prezydent Abd Fatah as-Sisi zapowiedział srogą zemstę. I zapewne do niej dojdzie. Zaczną się polowania na islamistów. As-Sisi traktuje jednak terroryzm islamski bardzo szeroko. On widzi w swoim kraju miliony terrorystów, bo jego zdaniem każdy członek Bractwa Muzułmańskiego jest właśnie terrorystą. Egipskie więzienia są pełne Braci, którzy przez ponad rok po demokratycznych wyborach rządzili, ale zostali w 2013 r. obaleni. Pewnie część zwolenników Bractwa się zradykalizowała i zasiliła organizacje terrorystyczne. Spośród tych, którzy nie trafili za kraty. Ale liderzy Bractwa, którzy mają teraz wyroki śmierci czy dożywocia, nie prowadzili działalności terrorystycznej.
Delegalizacja tej islamistycznej organizacji, największej w kraju, musiała wywołać frustrację części społeczeństwa. A od frustracji do dostrzegania w terroryzmie szansy niedaleka droga.